Pierwsze pytanie, jakie zadajemy na wakacjach, brzmi: o której jest niedzielna Msza św.? Następne, zadawane już tylko sobie w duchu, brzmi: a kto będzie odprawiał?
Jednym z najbardziej oczekiwanych momentów w czasie wakacji jest wizyta w miejscowym kościele. To oczywiste, że katolik pierwsze kroki kieruje do kościoła, żeby się upewnić, czy i o której odprawiane są Msze niedzielne. Stara się też dostosować plan swoich niedzielnych zajęć do harmonogramu mszalnego i przekłada ewentualną wizytę na plaży na późniejsze godziny. Nic więc dziwnego, że pierwsze pytanie, jakie zadajemy naszym gospodarzom, brzmi: o której i gdzie jest niedzielna Msza św.? Następne, zadawane już tylko sobie w duchu, brzmi: a kto będzie odprawiał? Tym razem trafiłem wyjątkowo.
Okazało się, że w maleńkiej miejscowości na północnych Kaszubach, bez dostępu do morza, ale z możliwością dojazdu na plażę, proboszcz jest, jakby to powiedzieć, interaktywny. Nie dość, że prowadził Mszę w tempie i z dyscypliną, to jeszcze w ramach ogłoszeń najpierw opowiedział cztery dowcipy, w tym dwa nieznane. Potem zaś ogłosił i zaprosił wiernych na festyn parafialny, w czasie którego największą atrakcją ma być mecz piłki nożnej pań. Ekipa miejscowych będzie się potykać z drużyną wczasowiczek. W dodatku obie ekipy wystąpią w strojach „z epoki”, cokolwiek by to miało znaczyć.
Proboszcz poprosił o podanie szczegółów przedstawicielkę miejscowych gospodyń, która zabrała głos i wyjaśniła, że te stroje to miejscowe dostarczą z własnych zasobów, ponieważ zdają sobie sprawę z tego, iż nikt na ogół nie przywozi ze sobą szafy na wakacje. Wszyscy przyjezdni byli pod wrażeniem księdza, który tak nietypowo prowadził „obowiązkowe” zajęcia. Widoczne było, że cieszy się wśród parafian estymą i zaraża ich swoją aktywnością, pobudzając do działania. Później dowiedzieliśmy się, że jest w parafii od kilku lat i zawsze zachęca do wspólnej zabawy, oczywiście nie zapominając o jej dobroczynnym charakterze. Jedyny zarzut, który sformułowano pod jego adresem, dotyczył zbyt delikatnego formułowania prośby o przynoszenie fantów, a zwłaszcza jakości tych fantów.
Zdarza się bowiem – jak w każdej rodzinie – że ludzie przynoszą jako fanty byle co, a oczekują co najmniej samochodu w zamian. No, może trochę przesadziłem, ale raczej niewiele. Taka już jest natura ludzka, że skłonni jesteśmy dawać z siebie jak najmniej, a spodziewamy się nie wiadomo czego. Na całych Kaszubach widoczne są tablice informujące o inwestycjach dokonywanych z udziałem funduszy europejskich. Ciekawe, jak wielu miejscowych – zresztą nie tylko tu – docenia ten współczesny „plan Marshalla”, przeznaczony dla nowej Europy?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim