Zdarzają się osoby, które potrafią twierdzić, że uważają się za katolików, ale w Zmartwychwstanie nie wierzą
Jak co roku na wiosnę nadeszła Wielkanoc. W tym roku przypadła w rocznicę lotu Gagarina w Kosmos. Podobno lotnik-kosmonauta wyznał po swoim locie, że żadnego Pana Boga nie widział. No, ale on w ogóle mało widział: nie potrafił odpowiedzieć na pytanie swojej matki, która – będąc pod wrażeniem wszystkich tych rzeczy co to Jurij widział – dobrodusznie spytała, czy synek nie widział knota do lampy numer 5. Oczywiście nie widział, co wszakże nie oznacza, że lampa nr 5 albo knot do niej nie istniały. Tak się złożyło, że w niewiele lat później Jurij Gagarin odbył jeszcze jeden lot, tym razem ostatni. Być może stanął twarzą w twarz z „nieistniejącym” Bogiem, który z miłością przygarnął do serca tego odważnego człowieka. Co to ma wspólnego z Wielkanocą?
Ano ma, jak każda zagadka dotycząca Pana Boga, sensu życia i umierania. Św. Paweł pisze, że gdyby nie Zmartwychwstanie, to cała ta nasza wiara niewarta byłaby strzępienia języka. I faktycznie, gdy zastanawiamy się, co powiedzieć niedowiarkom albo tym, których błędne mniemania uwiodły, to zawsze możemy mówić o Zmartwychwstaniu: jakkolwiek wiara w cuda nie jest konieczna do zbawienia, to jednak trudno się zwać katolikiem czy chrześcijaninem, jeśli akurat w cud Zmartwychwstania nie wierzymy. Jest to minimum minimorum naszej wiary, jakby powiedział sprawozdawca sportowy, mówiąc o pokonaniu przez Polskę San Marino. A jednak wciąż zdarzają się osoby, które w różnych ankietach, jakie są przeprowadzane w okolicach naszych świąt, potrafią twierdzić, że uważają się za katolików, ale w Zmartwychwstanie nie wierzą. Podobnie jak w niektóre inne prawdy wiary, bo przecież to takie nienowoczesne…
Prawdopodobnie również Jurij Gagarin był przekonany, że cała ta gadka o Panu Bogu jest staroświecka i w czasach komunizmu należy ją trochę odświeżyć. Ponadto był pod wrażeniem cudu, jakiego sam był uczestnikiem: cudu oderwania się człowieka od macierzystej planety i krążenia wśród gwiazd. To tak jakby zbudowano wieżę Babel, a on znalazł się na jej szczycie. Nic dziwnego, że był przekonany, iż Bóg, gdyby był, nie dopuściłby do zaglądania w swoje gospodarstwo. Jednak miłosierdzie Boże nie ma granic i Pan w swojej łaskawości z przychylnością i pewnym takim rozbawieniem patrzał na wysiłki ludzkie skierowane na to, żeby Mu dorównać. Znacznie częściej, niż nam się wydaje, tłumaczymy różne Boskie tajemnice w sposób naiwny i wyciągamy naiwne wnioski o istocie boskości. Jeśli zaś coś się nie zgadza z naszym doświadczeniem, to odrzucamy wiarę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim