Nauczą się, jak wyjadą do Irlandii... Ale będą gonić do pracy, nie na Roraty
Roraty... Nie wszędzie takie, jak kiedyś. Bo ja pamiętam Roraty raniutko, o szóstej trzydzieści. Pociąg, którym dzieci przyjeżdżały z wioski, był przed świtem. Licealiści po Komunii pędzili do autobusu. A malcom z przedszkola i tak nie było za wcześnie. Mały Marcel już przed piątą siedział na łóżeczku, trzymając lampion, główka sama mu opadała. „Mamo! Idziemy na Rotary?”. Przekręcał nazwę, nie miało to jednak nic wspólnego z „Rotary Club”. To było w Kietrzu. Pamiętam Roraty w Ochotnicy Górnej, jak zaskoczyły mnie dzieci, które ze Skałki trochę po szóstej już były w kościele. Ich lampiony nie były dekoracją – solidne, metalowo-szklane, ze świeczką, oświetlały drogę z odległego przysiółka.
Kto zna Gorce, zna i tę drogę. Ale nie każdy przeszedł ją przed grudniowym świtem. Może któreś z tych „dzieci” (był rok 1972) to czyta i napisze do mnie? Bo dziś jest inaczej. Nie tylko dzieci i rodzice mniej skorzy do takiego wysiłku, ale sam rytm życia, pracy, szkoły, dojazdów, pośpiechu, jakiegoś przymusu jest bezlitosny. A hasło „choć miła mi poduszka, chętnie wyskoczę z łóżka” już nie do wszystkich, i nie z dawną oczywistością, przemawia. A szkoda. Nauczą się, jak wyjadą do Irlandii... Ale będą gonić do pracy, nie na Roraty. W moim kościele Roraty wieczorem. Żeby dzieciom (i rodzicom) było łatwiej, żeby gimnazjaliści też mogli, żeby zachęcić nawet kładących się spać o północy.
Cieszę się tymi adwentowymi rekolekcjami – bo ponad trzy tygodnie Rorat to przecie rekolekcje dla sporej części parafii. Wszystkiemu towarzyszą zaskakujące nieraz sytuacje. „Ksiądz ma chody »na górze«. Jak Martynka wylosowała Matkę Boską, to Dominik teraz tak bardzo by chciał także”. Chodzi o figurkę Niepokalanej, która wędruje po domach dzieci. A Martynka i Dominik to kuzynostwo. Obaj tatusiowie byli ministrantami. Gorliwymi. „Asiu, większych chodów niż Dominik nie mam. A system losowania urządziłem taki, że nie mam wpływu na wynik” (znaczone liczbami odcinki, sześć ze stu, a potem rzut kostką). „No wiem, ale...” Tego samego dnia Anetka wybrana do rzutu kostką rzuciła szóstkę, a miał ją właśnie Dominik! Pewnie przypadek. A może nie przypadek? W tej zabawie z losowaniem figurki Matki Boskiej widziałem zbyt wiele dziwnych zbiegów okoliczności, nieraz zaskakujących, bym wierzył w ich przypadkowość.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów