Przed świętami zwykle pierwszy staję w kolejce do spowiedzi wśród parafian
Tajemnica spowiedzi pozostanie tajemnicą. Ale pisać o tym mogę. Jako młody wikary pojechałem z parafialną scholą na kilka dni na Górę św. Anny – to nasze śląskie sanktuarium. Poprosiłem ojca Makarego do konfesjonału. Dzieci stały już w kolejce, gdy przyszliśmy z franciszkaninem. Stanąłem w kolejce między nimi. Ależ zdziwienie! Ksiądz się spowiada! Tak jak my? Dokładnie tak, jak wy. A niektóre grzechy pewnie takie same. Dlatego przed świętami zwykle pierwszy staję w kolejce wśród parafian.
Na innej wycieczce nakłaniam do spowiedzi osiemnastolatkę. „Dobrze, ale jak ksiądz też pójdzie”. Widziała, jak się niepotrzebnie pozłościłem. Stanęliśmy po obu stronach konfesjonału. A potem to widziałem w jej oczach radość. Przy „moim” konfesjonale klękali różni ludzie. Księża, profesorowie, dzieci, zwykli, a często niezwykli ludzie, Polacy, Niemcy i Czesi, trafił się jeden czy drugi biskup, młodzi księża na stażu, emerytowani proboszczowie, małżonkowie, zakonnice, święci i wielcy grzesznicy. I tu już jestem przy istocie tematu: równość! Pokażcie mi miejsce, w którym tak różni ludzie są traktowani w sposób absolutnie równy, wręcz jednakowy. Wysłuchani, czasem o coś zapytani (ja najczęściej pytam o szczegóły postanowienia poprawy), zachęceni do dobrego.
Bywa, że zachęta jest także napomnieniem – a dobrze wiem z własnych spowiedzi, że gdy tego napomnienia braknie, to odchodzę z jakimś niedosytem. Nie ma „ekscelencjo” czy „panie profesorze”. W tym miejscu i w czasie tego wydarzenia każdy jest takim samym Bożym dzieckiem i tak zwraca się do niego spowiednik. Przywykliśmy do tego od małego i takie to oczywiste. Dlatego pomyślałem, że o tej chwili równości trzeba powiedzieć. Może dlatego dzieci tak chętnie do spowiedzi przychodzą, bo po kilku razach odkrywają, że traktowane są jak dorośli. Inna rzecz, że ze strony spowiednika trzeba wiele serca, wysiłku i umiejętności, by ta spowiedziowa równość nie zamieniła się w bezosobowy mechanizm do rozgrzeszania. Bo i tak bywa. Po kilku godzinach spowiadania człowiek wysłuchujący naszych wyznań może dostać kręćka i nie dziwcie się temu. A kiedyś spowiadał się u mnie taki mały łobuz. Było sporo czasu, mogłem mu poświęcić więcej uwagi. Gdy na koniec podszedł, by pocałować stułę, popatrzył mi w oczy i z ulgą powiedział: „Ale fajnie!”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów