Ponieważ świat się kiedyś skończy, interesująca jest kwestia, w jaki sposób to się dokona
Zbliżają się Zaduszki, więc pora pomyśleć o sprawach ostatecznych. Na przykład o końcu świata. Wielki angielski poeta T. S. Eliot napisał w wierszu „Próżni (wydrążeni) ludzie”, że świat nie kończy się z hukiem, lecz ze skomleniem. Ponieważ – jak chrześcijanie wiedzą – świat się kiedyś skończy, interesująca jest kwestia, w jaki sposób to się dokona. Jeszcze niedawno wydawało się, że odbędzie się to przy rozbłyskach atomowych grzybów, ale choć ten scenariusz wciąż nie został odwołany, ostatnio rzadziej o nim słychać. A rosyjski minister spraw zagranicznych w swojej łaskawości oświadczył, że wschodnie mocartwo nie ma planów ataku jądrowego na Polskę i Czechy z powodu zainstalowania tarczy antyrakietowej. Kamień z serca nam spadł. W ramach rewanżu nasz prezydent powinien obiecać, że nasze wojsko też nie zamierza burzyć Moskwy, a w dodatku, zgodnie ze staropolską tradycją, tak jak pan Zagłoba, oferujemy naszym łaskawcom Niderlandy.
Żarty żartami, ale w związku z tarczą wspominano, że teraz celem rosyjskich rakiet stanie się Warszawa. Ciekawe, w co były one wycelowane do tej pory. W Kujbyszew? W tej chwili bardziej prawdopodobnym zakończeniem historii wydaje się jednak koncept, który przed laty przedstawił anonimowy czytelnik brytyjskiej prasy. W obliczu inwazji niemieckiej na Wielką Brytanię zaproponował on, by zamknąć sklepy. Wtedy Niemcy nie będą mogli kupić nic do jedzenia i jak niepyszni popłyną z powrotem na kontynent. Otóż dynamika kryzysu finansowego, który niby się kończy, ale wciąż pełza, może doprowadzić do tego, że nasze pieniądze – gwarantowane lub nie – zamienią się w kupkę papieru lub elektroniczne zanieczyszczenie naturalnego środowiska kosmosu.
A wtedy coś się skończy – w każdym razie ten świat, do którego przywykliśmy. I w dodatku tak naprawdę nie będzie wiadomo, kto za to jest odpowiedzialny. Dawniej banki posiadali ci wstrętni kapitaliści: Rotschildowie, Rockefeller, Morgan. I to oni podejmowali decyzje. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat własność się uspołeczniła, bo taka była dialektyka konwergencji. Teraz nie do końca wiadomo, kto jest właścicielem i kto podejmuje decyzje. A to właśnie oznacza koniec naszego świata, bo jakkolwiek przyzwyczajeni jesteśmy do demokracji, to lubimy wiedzieć, że rządzi nami ktoś konkretny, a nie międzynarodówka referentów, którzy w przerwie między piciem kawy a lunchem przesyłają miliardy dolarów tam i z powrotem, a w razie kłopotów proszą rządy o przekazanie im pieniędzy podatników. Ale przed Zaduszkami jest Wszystkich Świętych, więc nie traćmy nadziei.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim