Kolejny rząd bierze się za Polski Związek Piłki Nożnej, ale ten związek jest trwalszy od Związku Radzieckiego
Banki padają, glob się ociepla, ceny ropy szaleją, ale u nas w telewizji, radiu i gazetach, rano, wieczór, we dnie, w nocy – przede wszystkim o piłce nożnej. Kolejny rząd bierze się za Polski Związek Piłki Nożnej, ale ten związek jest trwalszy od Związku Radzieckiego. Ministrowie sportu, którzy zadarli z jego władzami, kończą dość kiepsko: jednego zastrzelili, drugiego wsadzili do więzienia. Trzeci ryzykuje ściągnięcie na siebie gniewu narodu, a nawet dwóch narodów: bo jakby nam odebrali Euro 2012, to husaria wraz z Kozakami wbije ministra Drzewieckiego na pal, uprzednio czyniąc mu inne nieprzyjemności.
Osobiście bardzo jestem przywiązany do obecności naszych piłkarzy we wszelkich rozgrywkach, kocham ich nawet, gdy przegrywają. A może zwłaszcza wtedy, gdy przegrywają, bo przecież wtedy cieszymy się z każdej ewentualnej wygranej, na przykład z historycznej wiktorii na polach San Marino (nawiasem mówiąc, byłem w San Marino i naocznie stwierdziłem, że jedyny w miarę płaski teren w tym państwie, które zasadniczo jest kawałkiem góry, to parking przed siedzibą władz, więc nie wiem, gdzie oni grali). Włosi, Francuzi czy Hiszpanie w ogóle nie mają powodu do takich radości, oni mogą się tylko smucić, gdy przypadkiem przegrają.
Dlatego groźba wykluczenia naszych zespołów z rozgrywek musi martwić. Jeszcze bardziej martwi groźba odebrania mistrzostw Europy, bo byłby to dodatkowy pretekst do zawieszenia budowy autostrad. Skoro mowa o pretekstach, to zdaje mi się, że właśnie kwestia Euro 2012, na które wielu w Europie ma chrapkę, jest najważniejsza w tej całej historii. Pod pretekstem zamieszania w Polsce UEFA przekaże prawo do organizacji mistrzostw komuś godniejszemu. Z drugiej strony taka decyzja pozwoliłaby naszemu rządowi wyjść z twarzą z kłopotliwej sytuacji – nie jest bowiem jasne, czy taką imprezę da się w ogóle u nas zorganizować.
Niemniej piłkarska zawierucha, podczas której działacze powtarzają gesty znane z wcześniejszych prób wprowadzenia ładu, również mnie skłania do powtórzeń. Pytam więc: kto w Polsce sprawuje pieczę nad używaniem narodowych symboli? Dlaczego reprezentacja związku sportowego, który ma w głębokim poważaniu władze państwa, występuje z herbem tego państwa na piersiach i dlaczego przed jej występami słuchamy polskiego hymnu? Niech im Rubik napisze hymn, a na koszulkach niechaj noszą kurę albo lisa – wtedy UEFA może bronić działaczy jak niepodległości. Dobrze by też było, żeby prezes Listkiewicz sam zbierał do kapelusza pieniądze na Euro, zamiast wyciągać je z kieszeni podatników.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim