Bardzo się cieszę, że rządowi zależy teraz mniej więcej na tym, na czym i mnie zależy, ponieważ nie lubię, jak się walą dachy, a kraj wlecze się w ogonie postępu technicznego
W ostatnich dniach sierpnia pojawiły się na stronach Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego listy tzw. kierunków zamawianych, to jest takich, na których studiowaniu zależy polskim władzom. Polskim i europejskim, bo pieniądze na takie projekty biorą się z Unii. Być może inne pieniądze też się biorą z Unii, bo chociaż my je wyjmujemy ze ściany, to pewnie za ścianą czai się jakiś komisarz, który je wkłada nocami. Zasadniczo kierunki zamawiane dotyczą studentów, ale tak naprawdę ogłoszenie listy ma największe znaczenie dla uczniów, którzy wracają – nie wątpię, że stęsknieni – do swoich ukochanych szkół. Ponieważ rząd zamawia kierunki, których studiowanie wymaga przygotowania z zakresu przedmiotów ścisłych i przyrodniczych, więc myśląc o swojej przyszłości, przyszłości kraju i chcąc rządowi zrobić przyjemność, właśnie tym przedmiotom należy poświęcić nieco więcej uwagi.
Osobiście bardzo się cieszę, że rządowi zależy teraz mniej więcej na tym, na czym i mnie zależy, ponieważ nie lubię, jak się walą dachy, a kraj wlecze się w ogonie postępu technicznego. Myślę, że humaniści, nieco rozżaleni, że tym razem rząd nic u nich nie zamówił, też dojdą do wniosku, że nie zaszkodzi wykształcić paru inżynierów więcej. Rysuje to bowiem wspaniałe perspektywy przed humanistyką. Gdyby dotychczasowa tendencja się utrzymała, to wkrótce mielibyśmy samych humanistów i nie byłoby kogo humanizować. Poza tym nie można by się już tak rozkosznie dziwić, że na przykład w ogólnopolskim dyktandzie najlepszy okazał się informatyk: patrzcie, ścisłowiec, a umie pisać!
Ale i dla humanistów coś się od nowego roku znajdzie. Z inicjatywy dziennikarzy ma się dokonać rewolucja w polskiej telewizji: filmy mają być emitowane w wersji oryginalnej, z napisami. Podobno pomoże to w nauce języka obcego. Tego akurat nie jestem pewien, bo język filmowy nie zawsze nadaje się do powtórzenia w przyzwoitym towarzystwie, ale przy okazji chciałbym prosić odpowiednie czynniki, żeby napisy umieszczano również na kopiach filmów polskich, bo dialogi bywają trudno zrozumiałe. Także i z tej przyczyny, że akustyka szwankuje (może znajdą się środki na zamówienie rządowe dla przyszłych inżynierów akustyków?). Ponadto, i dotyczy to nie tylko filmów fabularnych, teksty płynące do nas z ekranów pozostawiają wiele wątpliwości: o co właściwie chodziło? W języku mówionym pojawia się coraz więcej slangu albo zapożyczeń, więc może przynajmniej starszym widzom należałoby wyjaśniać ich znaczenie albo dać podpis „nie przejmuj się, on też nie rozumie, o czym mówi”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim