– Pokazujemy tu kuriozalny akt oskarżenia Witolda Pileckiego. Wymienione w nim zarzuty kwalifikują go do odznaczenia Orłem Białym, a nie do skazania na śmierć – mówi Jacek Pawłowicz, autor wydanego właśnie przez IPN albumu „Rotmistrz Witold Pilecki 1901–1948”.
Album dotyczy jednego z największych bohaterów w historii Polski. Człowieka, którego w majestacie prawa zamordowali komuniści. A następnie zamordowali też pamięć o nim na całe pół wieku. Robili to skutecznie nawet jeszcze w lipcu 1989 roku. Właśnie wtedy naczelny prokurator wojskowy Henryk Kostrzewa odmówił uznania Pileckiego za niewinnego. „Nie negując zasług Witolda Pileckiego w czasie wojny i aktywnej walki z okupantem hitlerowskim, niestety brak jest podstaw do pełnej rehabilitacji wyżej wymienionego w odniesieniu do jego działalności w latach powojennych” – napisał. – Ten haniebny dokument prokuratury wojskowej też pokazujemy w albumie – mówi Jacek Pawłowicz.
Wyroki na esesmanach
Rotmistrz Pilecki świadomie poszedł do obozu w Auschwitz, żeby w nim zorganizować ruch oporu. W czasie łapanki w Warszawie 19 września 1940 roku sam podszedł do chwytających ludzi Niemców. W Auschwitz codziennie walczył, żeby przeżyć do wieczora, a jednocześnie już organizował ruch oporu. Wkrótce jego ludzie zaczęli wykradać leki z apteczki dla esesmanów i przekazywać je potrzebującym. Organizowali też żywność. Wykonywali wyroki na szpiclach i na sadystycznych kryminalistach, którzy pilnowali w obozie porządku. Likwidowali nawet niektórych esesmańskich zbrodniarzy. Robili to jednak szczególnie ostrożnie, żeby na obóz nie spadł niemiecki odwet. Hodowali więc zarażone tyfusem wszy, a potem wpuszczali je do ubrań zbrodniarzy. Śmierć w ten sposób poniósł Siegfried Schwela, naczelny lekarz SS.
Pilecki podzielił konspiratorów na cztery bataliony, na kompanie i plutony. Opracował plan powstania, w którym więźniowie mieli wybić esesmańskich zbrodniarzy i uwolnić obóz. Wyznaczył żołnierzy do szczegółowych działań, np. do wyłączenia prądu w ogrodzeniu. Kiedy powstanie było przygotowane, Witold w 1943 r. postanowił wyjść z Auschwitz, żeby przekonać dowództwo AK do jednoczesnego z powstaniem uderzenia z zewnątrz. – Rozumiem pana, ale czy można wchodzić i wychodzić z obozu, kiedy się chce? – pytał jeden z jego zdumionych podkomendnych. – Można – odpowiedział mu Pilecki, jakby była to oczywistość. I kilka dni później brawurowo uciekł z obozu. Dowództwo AK nie chciało jednak atakować obozu.
Wrażliwy bohater
Z powodu bohaterstwa w Auschwitz o Pileckim wspominają historycy na całym świecie. Jednak inne wątki w jego życiu też są fascynujące. Na przykład ogromna odwaga okazana w wojnie polsko-bolszewickiej, a później w powstaniu warszawskim. Był bardzo opiekuńczy, więc powstańcza młodzież mówiła do niego „tato”. Po wojnie organizował siatkę informacyjną, która miała przekazywać generałowi Andersowi wiadomości o sowietyzacji Polski i rządach komunistów. Komuniści złapali go i poddali torturom. W procesie, który był kpiną ze sprawiedliwości, skazali go na śmierć. Album pokazuje głównie ilustracje: stare zdjęcia Pileckiego, jego listy do dzieci pisane wierszem, dokumenty na jego temat. Kto chce więcej o rotmistrzu poczytać, rozczaruje się – tekstu jest niewiele. Ale za to w dwóch językach: polskim i angielskim. – Rotmistrz był patriotą także w czasie pokoju. Pokazujemy go w albumie jako fantastycznego męża i ojca, który pisał wierszem listy do dzieci i malował im na ścianach sceny z bajek. Człowieka, który przed wojną zorganizował z sąsiadami świetną spółdzielnię mleczarską, ochotniczą straż pożarną, przysposobienie obronne i zalążki pomocy społecznej dla najbiedniejszych – mówi Jacek Pawłowicz.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak