Jest takie jedno miejsce na świecie, w którym można spotkać koryfeuszy proletariackiego internacjonalizmu, zgromadzonych na terenie pięknego prywatnego parku. Zakuci w brązy i marmury, dumnie spoglądają na przechadzających się między nimi licznych zwiedzających.
Ten skansen socrealistycznej rzeźby znajduje się w Grutas, litewskiej miejscowości, sąsiadującej ze sławnym uzdrowiskiem Druskienniki, do którego bardzo często przyjeżdżał na wypoczynek marszałek Józef Piłsudski. Także dzisiaj na każdym kroku słychać w Druskiennikach polską mowę, a leczący się u tamtejszych wód kuracjusze jako jedną z głównych atrakcji pobytu uważają właśnie wyjazd do Grutas.
Skansen jest dziełem jednego z najbogatszych litewskich przedsiębiorców Viliumasa Malinauskasa, byłego dyrektora kołchozu oraz mistrza zapasów, zwanego obecnie królem grzybów i jagód.
Korzystając z możliwości, jakie otworzyły się przed ambitnymi ludźmi po odzyskaniu niepodległości przez Litwę i wprowadzeniu tam gospodarki wolnorynkowej, zgromadził on najpierw spory majątek, a wkrótce potem pomniki komunistycznych przywódców. Były one masowo wyrzucane ze wszystkich miast, miasteczek, a nawet wsi, podobnie jak w innych krajach, które wyzwoliły się po 1990 r. z sowieckiej niewoli. Również w Polsce rozgorzała wówczas ostra dyskusja na temat dalszych losów symboli znienawidzonego ustroju. Zanim utworzono jednak podobny do litewskiego skansen w podlubelskiej Kozłówce, spora ich część uległa zniszczeniu bądź przetopieniu na tablice pamiątkowe ku czci bohaterów walk o niepodległość Rzeczypospolitej.
Nasi sąsiedzi zadziałali znacznie szybciej i skuteczniej. Pomimo licznych głosów sprzeciwu, Malinauskas zrealizował swój pomysł, zwożąc do Grutas wszystkie pomniki, jakie w radosnej atmosferze triumfu nad komunizmem obalano na Litwie. Z polemikami toczonymi przy tej okazji – także na forum parlamentu – możemy zapoznać się w kilkudziesięciu ogromnych gablotach.
Zakąski ludu pracującego miast i wsi
Przed wejściem ustawiono – w charakterze swoistego memento – wagon (tzw. stołypinkę); właśnie takim środkiem transportu wywożono wrogów ustroju na daleki wschód. Kawałek dalej, już na terenie parku, wita nas gigantyczna Matka Litwa, naprzeciw której stoi okazała willa właściciela. Zanim staniemy oko w oko z komunistycznymi prominentami, możemy pokrzepić się w dwóch restauracjach, z których jedna serwuje głównie potrawy nawiązujące do czasów sowieckiej gastronomii. Są więc minimalnej wielkości rybki jako zakąski do czystej wódki, podawanej w stupięćdziesięciogramowych szklankach-toastówkach (50 gramów za Stalina, 50 za partię, 50 za komunistyczną Litwę), jest kotlet, składający się w 20 procentach z mięsa, a w 80 z chleba, smakowicie wyglądają kawałki solonej słoniny.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jerzy Bukowski, filozof, publicysta