Specjalizował się w portretach, zdjęciach legitymacyjnych, ślubnych. W Auschwitz Wilhem Brasse został obozowym fotografem. Potem już nigdy nie zrobił zdjęcia. Po drugiej stronie obiektywu widział wciąż twarze tamtych ludzi...
Nieraz w nocy budziłem się i zastanawiałem, czy to wszystko naprawdę przeżyłem. Gdyby nie dokumenty, zdjęcia, można by pomyśleć, że nic się nie stało. Nawet sam sobie człowiek nie wierzy – mówi dziś 89-letni Wilhelm Brasse.
Do Auschwitz przyjechał z drugim transportem, 31 sierpnia 1940 r. Dostał numer 3444 – jak mówi – szczęśliwy. Bo przeżył tu 4 lata i 8 miesięcy. Został obozowym fotografem. Autorem tzw. zdjęć policyjnych, na których zachowali się więźniowie Auschwitz-Birkenau. Z przodu, z profilu, z nakryciem głowy. Przetrwało też jedno z serii zdjęć, które wykonał na zlecenie doktora Mengele.
Cztery nagie wygłodzone dziewczynki. I portrety oficerów gestapo. Resztę wywieziono w głąb Rzeszy albo zniszczono. Kilka albumów przechowało się… w obozowym piecu. Przed opuszczeniem obozu uratował kilkaset sprażonych negatywów, wyciągając je z ognia. – Zdjęcie uwiecznia, ale takie, które by pokazywało piękno człowieka, a nie było świadectwem tortury i męczeństwa – mówi. Po wyjściu z obozu już nigdy nie fotografował. Po drugiej stronie obiektywu jak zjawy stawali mu tamci ludzie z Oświęcimia.
Obóz dobrze oświetlony
Dzień przed Wszystkimi Świętymi tego roku razem z nim jedziemy do obozu. – Teraz widzę to innym okiem, nie da się przenieść w tamtą rzeczywistość – patrzy na napis „Arbeit macht Frei” nad bramą wjazdową. – Wykuł go kowal artysta, Polak Liwacz z pierwszego transportu. Robił oficerom lampy ozdobne, dzięki temu przeżył. Tak samo artysta Xawery Dunikowski, z którym mieszkałem w jednej sali. Rzeźbił esesmanom na zamówienie. Tu miał być teatr dla WP, a był skład cyklonu, tu pralnia, tu mój blok 24... Ciała samobójców, którzy rzucali się na druty, i tych, co się wieszali, fotografowaliśmy do 1942 r.
Cały czas tu było dużo światła – tłumaczy fotoreporterowi GN, skarżącemu się, że za dużo słońca dla tego potwornego miejsca. O swoim Auschwitz opowiedział w czasie zeznań świadków w 1952 r. Potem milczał. – Do szczegółów nie wracałem, trudno mi to powtarzać – usprawiedliwia się. Ponad 20 lat żona Stanisława nie wiedziała, że mówi po niemiecku. Zdradził się w czasie wycieczki do Krakowa, kiedy pomógł jakiemuś niemieckiemu turyście.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych