Jak to się stało, że w rok po zakończeniu wojny, w Polsce, w której niemal wszyscy żydowscy obywatele zostali wymordowani przez Niemców, doszło do napaści na tych nielicznych, ocalałych z zagłady?
W 1946 roku komuniści byli wciąż słabi. Pod-trzymywane były jeszcze rozmaite kontakty z wolnym światem, starano się więc o zachowanie przynajmniej pozorów demokracji. Tolerowano istnienie opozycyjnego Polskiego Stronnictwa Ludowego, a nawet zaproponowano – jako test przedwyborczy – przeprowadzenie referendum, w którym obywatele mogliby wypowiedzieć się w sprawie politycznych i gospodarczych zmian, wprowadzanych przez komunistów. Odbyło się ono 30 czerwca 1946 roku, a po kilku dniach obliczeń jego wyników okazało się, że dla komunistów wypadło zdecydowanie niekorzystnie.
Niewygodne fałszerstwo
W pierwszych dniach lipca kierownictwo rządzącej Polskiej Partii Robotniczej podjęło decyzję o konieczności sfałszowania wyników. Zanim je ogłoszono, a nastąpiło to 12 lipca, liczono się już z nieuchronną reakcją światowej opinii publicznej, z coraz większą uwagą śledzącej wydarzenia po sowieckiej stronie „żelaznej kurtyny”. Oburzenie Zachodu na wiadomość o sfałszowaniu referendum w Polsce szczególnie było nie na rękę Sowietom, planującym dalsze rozszerzanie swojej strefy wpływów w Europie. Tym bardziej że zaledwie dwa miesiące wcześniej zachodnia prasa obszernie informowała o tłumieniu studenckich i uczniowskich protestów w związku z zakazem świętowania rocznicy Konstytucji 3 maja.
W tym samym czasie, gdy w gronie kilku osób ustalano „prawdziwy” wynik referendum, doszło do zdarzenia, którego okoliczności do dziś nie udało się w pełni wyjaśnić. 4 lipca 1946 roku w Kielcach parutysięczny tłum zaatakował budynek zamieszkany przez polskich Żydów i zamordował czterdzieści osób. Wstrząs, jaki w rok po zakończeniu wojny i uwolnieniu żydowskich niedobitków z niemieckich obozów wywołały wiadomości o kieleckiej masakrze, zwrócił uwagę mediów całego świata na wydarzenia w Polsce. Przez kilka dni podawano wciąż nowe informacje, uzupełniano je o kolejne szczegóły, śledzono reakcję władz i społeczeństwa. Po kilku dniach – co oczywiste – zainteresowanie Polską opadło. Wobec tego przesytu doniesieniami z Polski, wiadomości o sfałszowanych wynikach referendum pojawiły się jedynie w formie niewielkich wzmianek, drukowanych na dalszych stronach dzienników.
Śmierć w południe
Czy zbieżność dat i korzyść, jaką z tragicznego wydarzenia odnieśli komuniści, nie świadczyła o celowej i zaplanowanej prowokacji, zacierającej ślady cynicznego fałszerstwa? Najście milicji, później także żołnierzy na budynek zamieszkany przez Żydów, a następnie szturm rozjuszonego tłumu przyjęło się nazywać pogromem, co mogłoby sugerować wyłącznie spontaniczny charakter tej zbrodni. Chociaż odtworzenie przebiegu wydarzeń wydaje się proste, przez sześćdziesiąt lat – także po 1989 r. gdy możliwe już były rzetelne badania historyczne, a publikacji nie krępowała cenzura – nikt nie zdołał udowodnić ubeckiej prowokacji. A przecież tak wiele na nią wskazywało i wskazuje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Ryszard Terlecki, profesor historii, dyrektor oddziału IPN w Krakowie