Obudowa organów w kościele Świętej Rodziny w Katowicach to również nasze dzieło – mówi prezes Krzysztof Woliński
Kiedy zwalniano ich z kopalni, nie przysługiwała im żadna odprawa. Mimo to zaryzykowali założenie firmy. Udało się. „Stolibud” istnieje już jedenasty rok i dobrze prosperuje.
Wielu górników, od-chodząc z kopalni, wzięło odpra-wy i dawno o nich zapomniało. Nieliczni założyli firmy, które jednak po paru latach zazwyczaj plajtowały.
– Podjęliśmy ryzyko – przyznaje prezes firmy Krzysztof Woliński – ale nie mieliśmy wyjścia. Dział budowlany katowickiej kopalni „Wujek” w 1994 roku zlikwidowano i zostalibyśmy bez pracy.
Na początku znalazło w „Stolibudzie” zatrudnienie 27 dawnych pracowników działu budowlanego. Teraz firma zatrudnia 98 osób, w tym 20 takich, które są w niej od samego początku. Pracują tu także bardzo młodzi ludzie.
– Jesteśmy spółką z o.o., więc każdy, kto do nas przychodził, mógł stać się jej współudziałowcem. Nikt z nas nie miał jednak wcześniej styczności z biznesem czy księgowością. Byliśmy budowlańcami, interesowało nas wapno i cement – opowiada prezes. – Nie mieliśmy komputerów, przez pierwsze miesiące liczyliśmy wszystko „na piechotę”, ale nigdy nie spóźniliśmy się nawet o jeden dzień z wypłatą. Wypłata jest rzeczą świętą.
Odwzajemniona miłość
Członkowie zarządu zgodnie przyznają, że nie poradziliby sobie, gdyby nie duża pomoc ze strony kopalni. – Udostępnili nam pomieszczenia, maszyny na stolarni, które dopiero później wykupiliśmy. Także obecny dyrektor „Wujka”, Edward Góra, bardzo nam pomaga – mówi Krzysztof Woliński. – Mnie kopalnia wychowała, nauczyła szacunku do pracy. Dziś mogę powiedzieć, że moja miłość do górnictwa jest odwzajemniona.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Szymon Babuchowski