Tropienie "mowy nienawiści" odebrało kandydatom mowę.
Czerwcowe wybory prezydenckie 2010 zapowiadają się jako niezwykłe doświadczenie polityczne. Tym razem nie będzie, moim zdaniem, ani normalnej kampanii wyborczej, ani politycznego sporu, ani różnic w poglądach, czy trudnych pytań. Będziemy wybierać między kandydatami, którzy, co prawda, różnią się poglądami, ale nie będą chcieli o tych różnicach mówić. Dlaczego? Bo muszą unikać tego, co media zwą „mową nienawiści”. Tak się stało, nie wiedzieć kiedy, że trudne pytania i wyraziste stanowiska uważa się za „mowę nienawiści”. A posługiwanie się taką mową prowadzi do utraty poparcia społecznego. Co prawda sędziowie przyznają żółte kartki za przejawy „nienawiści” cokolwiek stronniczo, ale nie ma to większego znaczenia, przerwy w grze są częste i z całą pewnością wpływają na końcowy wynik meczu. I tak skuteczne tropienie „mowy nienawiści” odebrało kandydatom mowę prawie całkowicie, i to nie tylko tę zakazaną.
Mam wrażenie, że cisza przedwyborcza zaczęła się już z dniem ogłoszenia wyborów i będzie trwać do samego końca. Może warto zapytać, jak i dlaczego tak się stało, ale to proste pytanie przypomina losy takich filmów jak „Solidarni 2010” i „Towarzysz Generał” oraz losy tych, którzy na emisję tych filmów wyrazili zgodę. Można by pytać o dystrybucję innego filmu E. Stankiewicz, ale takie pytania niebezpiecznie zbliżają nas do „mowy nienawiści”. Więc lepiej ich nie zadawać, podobnie, jak pytań o to, czy w TVP można uprawiać dziennikarstwo inaczej niż J. Żakowski i T. Lis. Dzisiaj zapewne jeszcze można. Ale po odrzuceniu sprawozdania KRRiT nie tylko przez senat, ale także przez sejm i p.o. prezydenta, marszałka sejmu i kandydata na prezydenta w jednej osobie, tzw. nienawiść zostanie ostatecznie z mediów wytrzebiona. Jak szybko to się stanie i co stracimy wraz z tą decyzją? Zapewne prawo do zadawania trudnych pytań i prawo domagania się na nie odpowiedzi. Będzie jak w przypadku IPN, który mógł już dzisiaj mieć niezależnego prezesa z konkursu z pełnymi kompetencjami. Ale nie ma, bo merytoryczny problem został wspólnymi siłami polityków i mediów sprowadzony do chorej, partyjnej rywalizacji. Każda taka polityczna decyzja buduje atmosferę niepokojącego milczenia. Co prawda kandydaci wygłaszają przemówienia, odpowiadają nawet na pytania, ale w istocie rzeczy milczą o wszystkim, co najważniejsze.
A oto kilka banalnych, prostych problemów i pytań, które zapewne nie doczekają się w kampanii wyborczej odpowiedzi. A może nawet nie padną. Po pierwsze, co kandydaci sądzą o stanie infrastruktury przeciwpowodziowej i co wiedzą o decyzjach podjętych po wyborach w 2007 r.? Czy zmieniono listę zatwierdzonych przez G. Gęsicką projektów inwestycji ze środków unijnych? Czy to prawda, że zrezygnowano z inwestycji zabezpieczających tereny położone w dolinie Wisłoki i Wisły przed zagrożeniem powodziowym? Po drugie, co kandydaci planują robić w kwestii dostaw gazu do Polski. Co sądzą o wciąż niepodpisanej umowie z Gazpromem, która właśnie konsultowana jest z KE. Ta umowa przedłuża monopol rosyjskich dostaw do 2037 r. I dwa dodatkowe pytania: o amerykańskie inwestycje w złoża gazu łupkowego w Polsce oraz o blokowanie przez UE środków na budowę terminalu gazoportu w Świnoujściu. Czy to prawda, że chodzi o nieprawidłowości przy przetargach? Po trzecie, co kandydaci sądzą o roli państwa w przeciwdziałaniu korupcji? Czy korupcja na czas kampanii wyborczej przestała być w Polsce problemem?
Czy takie pytania to już „mowa nienawiści”, czy jeszcze nie? Po czwarte, czy kryzys gospodarczy naprawdę nie jest w Polsce problemem i czy prezydent oraz rząd nie muszą, jak w Niemczech i Francji, debatować o podwyżce podatków (np. VAT)? Czy na pewno nie czekają nas cięcia pensji urzędników państwowych, zamrożenie emerytur i wydłużenie wieku przechodzenia na emerytury, a także oszczędności w służbie zdrowia i oświacie, jak we Włoszech, Hiszpanii i Portugalii? A może te oszczędności już są np. w służbie zdrowia, w oświacie, w wojsku, w zamrożonych inwestycjach, w rosnącym bezrobociu? Jaka jest (jeśli jest) cena tych nieznanych oszczędności? Po piąte, co kandydaci sądzą o niezależności prezesa NBP? Czy M. Belka obiecał coś premierowi Tuskowi i B. Komorowskiemu w kwestii uruchomienia rezerw NBP? Rozumiem, że rząd potrzebuje pieniędzy np. na powodzian, na łatanie budżetu etc. Ale czym przekazanie tych rezerw różni się od żądań formułowanych swojego czasu przez A. Leppera? Z tamtych szydzono, więc jak to jest dzisiaj?
Pytań o przyczyny katastrofy nie zadaję, bo przestałam wierzyć w odpowiedzi. Ale chciałabym wiedzieć, czy przyszły prezydent zapyta premiera, dlaczego mimo przyjaznej współpracy z Rosją w śledztwie, polscy archeolodzy nie pojechali do Smoleńska? Co dzieje się na miejscu katastrofy dzisiaj? Innych pytań nie stawiam, by nie „mówić językiem nienawiści”. Kampania wyborcza będzie toczyć się tym razem w głowach wyborców. Mam wrażenie, że czeka nas cichy, prywatny spór z odwagą i umysłowym lenistwem. Rozmawiać będziemy z bliskimi i dalszymi znajomymi, ale tylko na towarzyskich spotkaniach i rodzinnych przyjęciach. W pracy będziemy milczeć, bo to miejsce znowu stało się wrażliwe na coś, co zwie się dzisiaj mobbingiem. Pójdziemy do wyborów, pamiętając, że milczenie jest złotem. Demokracja demokracją, a żyć trzeba.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN