Po raz pierwszy od czasu "Solidarności" wspólnie manifestujemy dumę z bycia Polakami.
Od 1989 roku odbywało się w polskiej kulturze zebranie poświęcone wzajemnemu pomniejszaniu się i oddawaniu ducha. Polski nacjonalizm, polski antysemityzm, polska ksenofobia, polski obskurantyzm religijny, polska zaściankowość, polski motłoch – wszystko to znamy jak tabliczkę mnożenia. Precyzyjne diagnozy samozwańczych autorytetów czyniły nasze życie żałosnym, ale za to bardziej świadomym. Swoją niechęć do społeczeństwa intelektualiści potrafili uzasadniać wręcz fizycznym wstrętem. „Estetyczna aura polskiego życia codziennego – chodniki i przechodnie, naród kurtkowców, szalikowców, bereciarek, dresowaty lud z lumpeksu, który siebie samego nie cierpi, bo wie, że jest pogardzany i sam sobą pogardza – ta aura w odczuciu wielu ludzi jest odpychająca” – pisał w 2006 roku Stefan Chwin w odpowiedzi na postawione przez redakcję „Dziennika” głupawe pytanie „Czy Polska jest sexy?”.
Przez długi czas przeciętni Polacy przyjmowali te obelgi do wiadomości. A ponieważ nie chcieli znaleźć się w jednym worku z motłochem, papugowali język samozwańczych autorytetów. Naśmiewali się z „obciachowych Kaczorów”, szydzili z „moherowych beretów”, wstydzili się Polski za granicą, zapowiadali, że „wyjadą z tego kraju”, „odbiorą babciom dowód” etc. Taka retoryka dawała im poczucie wyższości nad resztą narodu, utrzymywała ich w iluzji, że są kimś wyjątkowym. Wprawdzie, jak inni, z trudem wiążą koniec z końcem, ale gdyby „ten kraj był normalny”, z pewnością zrobiliby karierę. Sęk w tym, że dla brzydzących się Polską intelektualistów pozostawali częścią motłochu, z którego werbalnie starali się wybić. Ponieważ niewiele w życiu osiągnęli, byli pogardzani i traktowani jak „użyteczni idioci”, którzy głosują, jak trzeba, w wyborach powszechnych. Nic więcej, nic mniej.
Oczywiście wciąż są w Polsce ludzie, którzy nie dostrzegają manipulacji, której zostali poddani. Ich postawa jest jednym z najbardziej przygnębiających fenomenów III RP. Mogli wybrać wolność, przedsiębiorczość, niezależność myślenia, dumę z bycia Polakami i prawdziwe otwarcie na świat, a wybrali polityczną poprawność, uzależnienie od zideologizowanych mediów, kompleksy i bezpodstawne przekonanie o własnej wyższości nad rodakami. Zamiast włączyć się w budowę państwa, przyjęli rolę mięsa wyborczego. Używając argumentów typu: „On jest wykształcony, zna języki, szanują go na świecie”, zdjęli z siebie odpowiedzialność za los Polski. Od wyrazicieli idei polskości obecnej w zbiorowej świadomości woleli polityków realizujących ponad głowami tłumu interesy własne lub wąskich grup społecznych. Wbrew zdrowemu rozsądkowi skazali się na przedłużenie peerelowskiej wegetacji w cieniu uprzywilejowanej warstwy polityków, salonowców i oligarchów, wszystkich tych Mirów, Rysiów i Grzechów, o których zdążyliśmy już zapomnieć.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Wencel, poeta, publicysta, redaktor pisma"44"