Pośpiech zajmuje nam najwięcej czasu
Na satyrycznych rysunkach stary rok zawsze ma siwą brodę i myślące czoło, natomiast jego następca nosi pampersy i przemieszcza się na czworakach. Jest to wizja cokolwiek naiwna, przynajmniej w naszej epoce. Zakłada ona bowiem, że odchodzący rok nabył bagaż poważnych doświadczeń, które uczyniły go mędrcem. Tymczasem – jeśli wierzyć mediom – ostatnie dwanaście miesięcy upłynęło bez spektakularnych wydarzeń.
Politycy bawili się samolocikami, ekonomiści dmuchali w balony „wielkiego kryzysu” i „globalnego ocieplenia”, Jola Rutowicz ostatecznie zerwała z Jarkiem Jakimowiczem, geje wprowadzili się do IKEI, rodzice wymienili komórkę na iPhone’a, a dzieci Playstation na Xboxa. Wprawdzie roczek 2008 został ochrzczony jako Rok Zbigniewa Herberta, ale nie dane mu było zrealizować testamentu poety. Pozostał niedojrzały, rozkapryszony i niezdolny do heroizmu. Buntował się przeciwko nadmiarowi lektur szkolnych i indoktrynacji religijnej. Ale najbardziej nienawidził lekcji historii.
Kilka lat temu, gdy powstawało Muzeum Powstania Warszawskiego, a Instytut Pamięci Narodowej zaczynał publikować fascynujące biografie żołnierzy wyklętych, wydawało się, że jesteśmy blisko rozbudzenia świadomości historycznej. Można było wierzyć, że wkrótce Polacy przestaną sprowadzać dzieje walki o niepodległość do Marca ’68, KOR-u i Okrągłego Stołu. Wystarczyła jednak książka o agencie „Bolku”, by IPN znalazł się pod ostrzałem mediów. I znowu odezwały się głosy, że tylko „karły moralne” nurzają się w przeszłości. Oczywiście, łatwo to wytłumaczyć mechanizmem obronnym dzisiejszych elit, jednak problem z pamięcią jest znacznie głębszy. Dotyczy nie tylko polityków, ale każdego z nas.
To, co po nas zostanie, nie będzie jak dźwięk dzwonu ani jak płacz kochanków w małym brudnym hotelu, kiedy świtają tapety. Nikt nie przechowuje dziś pamiątek nieszczęśliwych miłości. Kroniki, imionniki, albumy, sztambuchy, zbiory listów, rodzinne archiwa zjada kurz, a my – zamiast konserwować ślady własnego istnienia – spędzamy wieczory przed migotliwym ekranem telewizora. Nie szukamy już w przeszłości wzorców zachowań, wiary czy siły charakteru. Egzystujemy w oderwaniu od świata dawnej kultury, a jeśli czegoś się o niej uczymy, to tylko dlatego, że wiedza ta potrzebna jest nam do zdania kolejnego testu na uniwersytecie czy napisania artykułu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Wencel, poeta, publicysta