Pisanie wierszy to zakon, w którym nagrodę otrzymuje się po śmierci.
Pisarze nie są ludźmi skłonnymi do poświęceń. Analizując życie literackie Peerelu, można się zastanawiać, dlaczego aż 90 proc. z nich dało się przekupić komunistom pieniędzmi, samochodami, działkami pod dacze czy zezwoleniami na upolowanie głuszca. Niestety, równie żałośnie brzmią lamenty pozostałych 10 proc., czyli tych, którzy zeszmacić się nie dali. Ich sytuację tak określił w swoim „Dzienniku 1970–1977” Andrzej Kijowski: „Pisarz nie znika, ale zostaje pozbawiony znaczenia. Drukuje się go troszkę i to, co najmniej dla niego i dla innych ważne. W ten sposób sprawia się wrażenie, że się skończył. Co zresztą w wielu wypadkach nastąpi, bo jak można pracować bez widoków publikacji i rozpowszechniania?”.
No właśnie – jak? Prozaicy, którzy wykazali minimum obywatelskiej odwagi, zgodnie odpowiadają, że wiązało się to z ogromnym cierpieniem. „Zaczęło mi się zdawać, że nie żyję” – wyznaje Tadeusz Konwicki. „Pozbawiony możliwości druku znalazłem się w próżni. Wysychałem” – wspomina Marek Nowakowski. Poeci są bardziej powściągliwi, ale również ich traktuje się jak bohaterów. Męczeństwo Zbigniewa Herberta, któremu nie wznawiano książek, dla wielu jest „oczywistą oczywistością”. Prawda jest jednak taka, że gdyby Herbertowi przyszło debiutować w naszych czasach, musiałby znieść znacznie głębszą izolację. Cóż bowiem z tego, że współczesny poeta może drukować gdzie chce i kiedy chce, skoro nuda i konsumpcjonizm demokracji nie sprzyjają literaturze. Jak pisał kiedyś Jarosław Klejnocki, „nastąpiło wyizolowanie się poezji ze sfery zbiorowej recepcji, nieuchronna wobec tego jej akademizacja lub hermetyzacja; zbliżenie ku laboratoryjnemu konceptyzmowi; wreszcie przejście twórców na pozycję splendid isolation (wyniosłego odizolowania)”. Żaden poeta nie może już liczyć na kontakt z masowym czytelnikiem.
Wbrew pozorom jest to sytuacja zdrowa. Pisanie wierszy to rodzaj zakonu, w którym nagrodę otrzymuje się dopiero po śmierci. Młodzi poeci mają więc większą szansę stać się dojrzałymi ludźmi niż ich uciemiężeni mistrzowie. Ważne, aby uczyli się pokory, respektując odwieczne prawa rządzące twórczością. Ponieważ od czasu do czasu debiutanci proszą mnie o radę, a imię ich legion, postanowiłem sporządzić zbiór wskazówek dla potencjalnych wieszczów.
Niby lepiej zadebiutować wcześniej, ale w praktyce – później. Po kilku latach nasze najlepsze wiersze okazują się bowiem dość naiwne. Znajdujemy w nich sentymentalizm, który wcześniej wydawał się nam czystym liryzmem. Jest to kwestia specyficznej wrażliwości młodzieńczej. Co by było, gdyby Herbert nie zadebiutował „Struną światła” jako 32-latek, ale erotykami jako chłopiec tyleż utalentowany, co kochliwy?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Wencel, poeta, publicysta