Wielka literatura nie może się obejść bez Boga
Niedawno przeprowadziliśmy z żoną remont. To znaczy zamknęliśmy się w sypialni, a na pokoje wpuściliśmy specjalistów od cekolu, cykliniarzy i innych fachowców, którzy pod linoleum i czterema warstwami farby odkryli przedwojenne deski, natomiast drewniane okna wymienili na szczelne konstrukcje ze szkła i PCV. Na koniec wspólnymi siłami wyrzuciliśmy stare biurka, fotele i szafy, zapychając wszystkie wolne kąty meblami z IKEI. Mojej wybrance się podoba, mnie trochę mniej. Ponieważ jednak – jak śpiewają bracia Golcowie – „jestem sobą tylko z tobą”, nie narzekam. Zbyt wiele mam jeszcze do stracenia.
W ogniu remontu przyszła również pora na weryfikację biblioteki – chyba już czwartą w ciągu minionego dziesięciolecia. Poprzednio wyleciały do piwnicy zapakowane do foliowych worków atlasy geograficzne, w których nie figuruje Republika Kosowa, peerelowskie podręczniki historii, skrzętnie niegdyś zbierane numery „Tygodnika Powszechnego” i „Filatelisty”. Tym razem pożoga dotknęła literatury. Na pierwszy ogień poszła polska proza współczesna. Na szczęście dekret małżonki oszczędził literacką klasykę. Książki Faulknera i Dostojewskiego, Eliota i Herberta prężą grzbiety we wnętrzu nowego regału. Żona pieczołowicie ustawia na nim wazonik. – Ładnie będzie? – pyta. – Mogło być gorzej – odpowiadam z myślą o zawartości półek.
A przy okazji uświadamiam sobie, jak wielkim sentymentem darzę niektóre tomy. Nie tylko wydrukowane w nich utwory literackie, ale i konkretne wydania z tego a tego roku, z charakterystyczną okładką i szatą graficzną, kupione w nieistniejącej już księgarni, czytane po raz pierwszy w takich a takich okolicznościach. Choćby „Zamieć w Massachusetts” Josifa Brodskiego w edycji Oficyny Literackiej z 1994 r. Granatowa, kartonowa okładka z symbolem róży wiatrów, brak karty przedtytułowej, oszczędna, klasyczna czcionka…
Dzisiejsi twórcy uwielbiają szokować. Podczepiają się pod chodliwe medialnie tematy, takie jak konsumpcjonizm, przemoc w rodzinie czy homoseksualizm. Swoje książki pakują w folię z reklamową naklejką, zamykając się w pewnym sensie na całość świata.Grają na jednej strunie, nie potrzebują inspiracji metafizyką czy wielowątkowej struktury, by sportretować środowisko gejów czy przestrzeń hipermarketu. Tymczasem stare biblioteki przekonują, że wielka literatura nie może się obejść bez Boga.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Wencel, poeta, publicysta