Nie można stworzyć rodziny bez poddawania jej ciągłym próbom trudnej tolerancji.
Przez kilka ostatnich dni kwietnia Kraków był miejscem V Festiwalu Kultury dla Tolerancji, którego hasłami były w tym roku seksualność, radykalizm i rewolucja. Patronem medialnym festiwalu była „Krytyka Polityczna” – sztandarowe pismo lewicy. Najbardziej spektakularnym wydarzeniem stał się Marsz Tolerancji, o którym na stronie internetowej festiwalu napisano: „Marsz Tolerancji zdobył wreszcie Rynek Główny”.
Niepewna, co znaczą w kontekście „kultury dla tolerancji” słowa „wreszcie zdobył”, mam nadzieję, że tolerancja radykalnych rewolucjonistów spod znaku seksualności nie przypomina tego, co pod hasłami wolności i rewolucji proponowali, przykładowo, bolszewicy. Ta nadzieja sprawia, że ośmielam się skomentować wydarzenia festiwalu i kreowany tam sposób widzenia świata.
Wiele spotkań i dyskusji, w których uczestniczyło mniej więcej 3,5 tys. gości (wg organizatorów) poświęcono homoseksualnej historii polskiej literatury, homobiografiom i tożsamości biseksualnej. Homoliteratura to takie spojrzenie na literaturę, które unieważnia dotychczasowe antologie i opracowania, czyniąc je stronniczymi, bo „heteroseksualnymi”.
Uniwersalny charakter tracą także biografie wielkich ludzi, antologie poezji czy historie literatury. „Kultura dla tolerancji” zdaje się zachęcać do przepracowania całego dorobku cywilizacji i napisania go na nowo – według segregacji na „homo i hetero” pisarzy, poetów, badaczy, wynalazców, odkrywców, polityków, etc. Wersja homo powinna mieć odmiany – lesbijską i gejowską, a hetero – „czystą” i bardziej „mieszaną” – biseksualną.
Gdyby na festiwalu w Krakowie pojawiło się nie trzy, a trzysta tysięcy zwolenników takiego sposobu myślenia, to podobne postulaty nabrałyby mocy. Wszystko, co uogólnione, powszechne, wolne od zaglądania pod kołdrę, jako nietolerancyjne i homofobiczne trzeba by wyrzucić na śmietnik historii i powołać Główny Urząd ds. Kultury dla Tolerancji, monitorujący prasę, media i szkolne podręczniki.
Po kilku latach jego działalności tygodniki, dzienniki i miesięczniki podawałaby w stopce informacje o homo, hetero i biseksualnym składzie redakcji. I tak seksualność traktowana jako prywatna sprawa jednostki przeszłaby do historii. Jeszcze niedawno te same środowiska domagały się wyłączenia seksualności spod ingerencji z zewnątrz, a dokładniej spod wpływów Kościoła katolickiego. Protestowały przeciwko nauczaniu Kościoła o antykoncepcji, ochronie życia poczętego, przedmałżeńskich stosunków, rozwodów, traktując to jako politykę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN