Się załatwi

Niepozorny zaimek rządzi tym światem

Język jest jak zdjęcie rentgenowskie. Występują w nim byty, które trudno dostrzec na co dzień. Weźmy jako przykład niepozorny wyraz „się”. Gramatycznie rzecz biorąc – zaimek występujący w połączeniu z czasownikami. Po prześwietleniu rzeczywistości aparatem języka otrzymujemy jednak negatyw, na którym wyraźnie widać zarys kosmatych uszu, kontur nieproporcjonalnie szerokich ramion i coś w rodzaju ogonka. Zdumieni stwierdzamy, że SIĘ to coś, a raczej ktoś więcej, niż forma językowa. Stworzenie wielkości trolla, skrzata albo małego diabła, które ma receptę na wszystko.

Lekarze, którzy chcą zbić fortunę na pomocy bliźnim, powtarzają w duchu: „Spokojnie. SIĘ załatwi. SIĘ przyciśnie rząd. SIĘ zrobi białe miasteczko, SIĘ odejdzie od łóżek i wyciągnie SIĘ z budżetu te 12 tysiów miesięcznie”. Znudzeni mężowie mówią: „SIĘ złoży pozew o rozwód, SIĘ znajdzie nową żonę, SIĘ zacznie wszystko od nowa”. A jeśli któryś z nich jest gorliwym katolikiem, obowiązkowo dodaje, że SIĘ załatwi także rozwód kościelny. W dzisiejszych czasach nie ma takiego problemu, którego by SIĘ nie potrafiło rozwiązać. Właściwie tylko nad prokreacją SIĘ nie ma całkowitej kontroli, bo ot tak dziecka SIĘ nie urodzi. Do tego potrzeba nie tylko mężczyzny, kobiety i aktu seksualnego. Niezbędna jest też płodność, a z tą różnie bywa. Na szczęście SIĘ wymyśliło zapłodnienie in vitro, więc wkrótce będzie SIĘ załatwiało dzieci od ręki, jak nowe meble. I – jak na dojrzały kapitalizm przystało – wystarczy dla wszystkich chętnych.

Wziąć się w garść
SIĘ zawsze było stworzeniem krnąbrnym. Ale kiedyś nie pozwalano mu na wiele. Już w dzieciństwie SIĘ musiało wysłuchiwać irytujących lekcji wychowawczych. A to, że „w poście nie chodzi SIĘ na dyskoteki”, a to, że „na ulicy nie zawiera SIĘ znajomości”, wreszcie że „w niedzielę chodzi SIĘ do kościoła”. SIĘ marudziło i – gdy nikt nie widział – wytykało język. Mimo wszystko jednak wypełniało podstawowe obowiązki.

Rodzice wiedzieli, że mają do czynienia ze stworzeniem wyjątkowo paskudnym. Dlatego poddawali je nieustannym egzorcyzmom. Tuż po wejściu do kościoła trzeba było skropić SIĘ wodą święconą, żeby zanadto nie fikało. I ewentualnie wyspowiadać SIĘ z grzechów, które miało na koncie. A później trzeba było już tylko SIĘ modlić, czyli otaczać SIĘ słowami zdolnymi zneutralizować jego złośliwą naturę.
Podczas nabożeństwa zgromadzeni z założenia usuwali SIĘ na drugi plan. Kapłan sprawował eucharystię, a nie „sprawował SIĘ”. Wierni wyznawali Chrystusa zamiast „wyznawać SIĘ” i przyjmowali komunię zamiast „przyjmować SIĘ”. A jeśli nawet otwierali SIĘ na braci ze wspólnoty, to po to, by pokazać, że są takimi samymi grzesznikami jak tamci. Zamykanie SIĘ w sobie byłoby fałszem, ale też każdy miał świadomość, że nie należy SIĘ chwalić, wynosić SIĘ ponad innych.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Wencel, poeta, publicysta, radaktor pisma "44"