W grudniu rodzi się nadzieja na przemianę świata i naszego życia.
Świąteczny czas nie sprzyja politycznym komentarzom. Co jednak robić, gdy grudzień przynosi ważne rozstrzygnięcia, nie tylko na krajowym podwórku. Nie wiem, dlaczego przywódcy państw członkowskich UE umawiają się na ważne spotkania właśnie w grudniu. Kiedy L. Miller zamykał 13 grudnia 2002 r. negocjacje warunków naszej akcesji do UE, pomyślałam, że wybrał tę datę świadomie, by dzień wprowadzenia stanu wojennego skojarzyć z Europą. Ale dlaczego kolejne, ważne unijne wydarzenie – podpisanie traktatu reformującego – odbyło się także 13 grudnia?
Grudzień to przecież wyjątkowo polski miesiąc, zapisany w naszej pamięci tragediami w kopalni „Wujek” oraz w stoczniach Gdyni, Gdańska i innych miast Wybrzeża. Do tych wspomnień dopisujemy w 2007 r. kolejną unijną datę – podpisanie przez polskiego prezydenta w obecności premiera traktatu reformującego. Nie wiem, czy 13 XII okaże się szczęśliwy i czy dokument zostanie bez problemów ratyfikowany przez wszystkie państwa członkowskie. Ale nadzieja na takie zwieńczenie prac wyprowadzających Unię z kryzysu, powstałego po odrzuceniu przez Francuzów i Holendrów traktatu konstytucyjnego, zdaje się wśród polityków ogromna. Czy rzeczywiście traktat jest przedmiotem wielkiej, europejskiej nadziei?
Nowy stary traktat
Mam w tej kwestii wiele wątpliwości i to pomimo bardzo pozytywnego stosunku do samej UE i naszej w niej obecności. Odnoszę bowiem wrażenie, że radzi sobie ona nieźle pod obowiązującym traktatem nicejskim. Nie pamiętam, by po rozszerzeniu o nowe państwa 1 maja (!?!) 2004 r. spotkały ją jakieś poważne kłopoty z procedowaniem czy podejmowaniem decyzji w istotnych kwestiach. Budżet na lata 2007–2013 został uchwalony, rozszerzenie o Bułgarię i Rumunię przebiega bez problemów, układ z Schengen wchodzi w życie 21 grudnia na granicach z nowymi państwami. Dlaczego więc wracamy do niechcianych rozwiązań? A wielu polityków nie ukrywa, że traktat lizboński bardzo przypomina ten konstytucyjny, już raz odrzucony.
Może dlatego planują jego ratyfikację drogą głosowań parlamentarnych, obawiając się o wyniki referendów. Premier Tusk zapowiada, że Polska będzie jednym z pierwszych państw, które traktat ratyfikują. Może nie powinnam premierowi przypominać, że w swoim exposé zapowiadał sukces polskiej prezydencji w UE w 2011 r. A szybkie ratyfikacje to likwidacja prezydencji państw i wprowadzenie rotacyjnego prezydenta, a więc pierwsza obietnica z exposé wyląduje w koszu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN