Słowo "dyskryminacja" bije po oczach jak czerwone światło na przejeździe kolejowym
Tocqueville uważał, że nie było jednej rewolucji francuskiej. Był przekonany, wtedy gdy to pisał, w połowie XIX w., że rewolucja trwa. Uważał, że wszystkie jej fazy: Deklaracja Praw Człowieka, zniesienie monarchii, terror jakobinów i, po dziesiątkach lat prezentowane odrębnie, rewolucja lipcowa i lutowa – to tylko etapy jednego przewrotu społecznego. Przypomniałem to sobie, myśląc o Karcie Praw Podstawowych.
Wszyscy przeciw „dyskryminacji”
Karta niesie wiele problemów. Warto zwrócić uwagę przynajmniej na jeden, który wprost oznacza wywrócenie zasad naszego życia. Opakowany jest ładnie. Art. 21 ust. 1 Karty zakazuje m.in. „wszelkiej dyskryminacji ze względu na (…) orientację seksualną”. Słowo „dyskryminacja” bije po oczach jak czerwone światło na przejeździe kolejowym i nikt moralnie przytomny tej granicy pochopnie nie przekroczy. Kto może bronić „dyskryminacji”, czyli pozbawiania ludzi należnych praw?
Rzecz w tym, że słowa miewają różne znaczenia. W wolnym państwie „bezpieczeństwo narodowe” oznacza zapobieganie obcej agresji, w państwie totalitarnym przyznaje prawo do nadzoru, a nawet przemocy wobec obywateli. Rządy prawa to rządy zasad, a nie pięknych słów. Dyskryminacja to pozbawienie praw należnych, mających podstawy w sprawiedliwości, a nie odmowa spełnienia politycznych roszczeń czy prywatnych życzeń. Polityczny ruch homoseksualny nie może domagać się na przykład prawa do prezentacji swego stylu życia w szkołach jako czegoś neutralnego moralnie, bo tak po prostu nie jest. Homoseksualiści nie mają prawa do adopcji, bo w sposób naturalny dzieci w swych związkach mieć nie mogą. Tym bardziej nie mają prawa domagać się zakazu krytyki moralnej, piętnując ją jako „homofobię”.
Groźne słówka
W art. 21.1 Karty najważniejsze jednak jest nie słowo „dyskryminacja”, ale dwa inne, dyskretnie schowane w cieniu. Pierwsze to „orientacja seksualna”. Określenie to zakłada, że seksualność człowieka nie jest częścią natury, poddaną etyce, które wspólnie – natura i etyka – orientują człowieka. Nieraz słyszeliśmy, że nie można zakazać pornografii, bo nie ma jej precyzyjnej definicji! To kłamstwo, bo doktryna prawa zawiera jasne określenia pornografii. Nie ma natomiast ani definicji, ani katalogu „orientacji seksualnych”, o których Karta mówi.
Drugim groźnym słowem jest towarzyszące dyskryminacji określenie „wszelkiej”. Zakaz „wszelkiej” dyskryminacji otwiera drzwi (oczywiście powoli, żeby przeciąg nie był zbyt silny) wszelkim postulatom politycznego ruchu homoseksualnego. Bo wszystkie są formułowane w opozycji do rzekomej dyskryminacji, a pogląd przeciwny to oczywiście „homofobia”. Nie ma ślubów homoseksualnych? Dyskryminacja! Nie ma w szkole podręczników prezentujących homoseksualizm jako rzecz najzupełniej właściwą? Dyskryminacja! Toleruje się księży, którzy głoszą kazania oparte na Listach świętego Pawła i Katechizmie Kościoła Katolickiego? Dyskryminacja!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marek Jurek, historyk, przew. Prawicy Rzeczypospolitej, były marszałek Sejmu