Demokracja ma się lepiej, bo scena polityczna jest czytelna i zrozumiała
Demokracja to coś więcej niż procedura wyborcza. To sposób funkcjonowania społeczeństwa, jego normy, obyczaje i etos. Mam wrażenie, że dwa lata rządów PiS, zakończone decyzją rządzących o przeprowadzeniu przedterminowych wyborów z powodu korupcji ujawnionej we własnych szeregach, wzmocniły, a nie osłabiły demokrację w Polsce. Podział sceny politycznej jest dzisiaj bardziej czytelny i zrozumiały, a przekraczająca 50 proc. frekwencja lepiej niż w 2005 r. legitymizuje wyborczy wynik. I niezależnie od tego, co skłoniło młodzież do uczestnictwa w wyborach, ważny jest ostateczny efekt – młodzi wzięli na siebie współodpowiedzialność za Polskę. Teraz będą bardziej uważnie przyglądać się rządowi, bo jest „ich”. Polityka – w najlepszym tego słowa znaczeniu – wciągnęła ich w swoje tryby.
Prawie optymizm
Młodzi Polacy nie chodzili na wybory, bo nie wierzyli w realność podziałów politycznych, a w demokracji widzieli tylko pozory i fasadę. Dzisiaj, nawet jeśli media nie do końca prawdziwie oddały istotę różnicy między PiS i PO, przekonały młodzież, że wybory są ważne.
Demokracja ma się dzisiaj lepiej, bo scena polityczna jest bardziej czytelna i zrozumiała, a wyborcy nie muszą analizować programów tak egzotycznych partii jak Przyjaciół Piwa, Kobiet czy Emerytów i Rencistów. Koalicja LiD złączyła cztery partie, a PSL wygrało batalię o głosy mieszkańców wsi z Samoobroną. Podział postkomunistyczny przeszedł do historii, a Okrągły Stół przestał być kluczowym symbolem początków niepodległej i demokratycznej III RP. Wybraliśmy partie z doświadczeniem i polityków, którzy potrafią rządzić. Demokracja w 2007 r. ma się lepiej także dlatego, że media są bardziej zróżnicowane i niezależne, a dziennikarze nie „trzymają się” kurczowo jednej, słusznej linii.
Jednak w tym optymistycznym obrazie tkwi odrobina dziegciu. Sposób, w jaki w kampanii wyborczej dwie najważniejsze partie definiowały różnice między sobą, był nie do przyjęcia. Partie różnią się programami, poglądami polityków i wyborców, sposobem rządzenia, wyznawanymi wartościami. Ale wyborców jednej partii nie można traktować gorzej niż innej. Możemy źle myśleć o liderach, na których nie głosowaliśmy, ale nie o ich wyborcach. Nie dzielimy się na moherowych, radiomaryjnych, zacofanych i zamkniętych na innych wyborców PiS oraz światłych, młodych, nowoczesnych i otwartych na zmiany zwolenników PO. Emocje nie usprawiedliwiają propozycji, by stoczyć „jeszcze jedną bitwę i dorżnąć watahę”, czyli PiS.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN