Mój kolejny, dziesięciodniowy tym razem pobyt w Ziemi Świętej, w państwie Izrael, przewidywał jako główne punkty programu spotkania, wystąpienia, dyskusje na ważny temat rocznicowy.
Wiosną 1942 r., niemal dokładnie 65 lat temu, na południowych i centralnych ziemiach Polski okupant niemiecki rozpoczął planową eksterminację osiadłej tu od stuleci ludności żydowskiej oraz wielu tysięcy Żydów przywożonych do ośrodka zagłady Auschwitz-Birkenau. W kolejnych miesiącach wykonano zbiorowy wyrok śmierci na mieszkańcach wielkich skupisk żydowskich – Warszawy (w Treblince), Lublina (w Bełżcu i na Majdanku), Krakowa i miast Zagłębia Dąbrowskiego (głównie w Auschwitz-Birkenau). Zbrodnię tę kontynuowano niemal do ostatnich dni trwania okupacji niemieckiej.
Akcja: ratowanie
Tej bezprecedensowej w swych formach i wymiarach zbrodni nikt z nas nie mógł się skutecznie przeciwstawić. Jednak z moralną satysfakcją stwierdzić trzeba, że podejmowano liczne, spontaniczne i zorganizowane, próby ratowania ofiar, przeciwstawiania się złu. Właściwie przed 65 laty rozpoczęto na większą skalę akcję ratowania dzieci żydowskich zagrożonych śmiercią. Inicjatywa wyszła z kół katolickich, a równolegle patriotyczno-socjalistycznych. Jesienią 1942 r. powołano do życia specjalną organizację pod nazwą Rada Pomocy Żydom (kryptonim konspiracyjny „Żegota”), działającą pod opieką i przy wsparciu materialnym oraz moralnym polskiego niepodległościowego podziemia cywilnego i wojskowego – Delegatury Rządu na Kraj i Armii Krajowej, za wiedzą i z poparciem rządu Rzeczpospolitej Polskiej urzędującego na emigracji w Londynie.
W następnych miesiącach powstały regionalne Rady Pomocy w Krakowie i we Lwowie, największych miastach ówczesnego Generalnego Gubernatorstwa. W akcji ratowniczej uczestniczyli urzędnicy, nauczyciele i lekarze, siostry zakonne i księża, rzemieślnicy, robotnicy, rolnicy, gospodynie domowe oraz ludzie z kół naukowych i artystycznych. Uratowano kilka, a może kilkanaście tysięcy ludzi, a dziesiątki tysięcy kolejnych otrzymało dorywczą pomoc. Pamiętać trzeba, że pomagać często nie znaczyło uratować do końca. Ale każda forma pomocy prześladowanym zagrożona była wtedy karą śmierci, którą okupant bezlitośnie egzekwował. Wiemy dziś o setkach mężczyzn, kobiet i dzieci z chrześcijańskich, przeważnie katolickich rodzin, ukaranych śmiercią za przeciwstawianie się tym nieludzkim hitlerowskim normom postępowania.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Władysław Bartoszewski, historyk, były minister spraw zagranicznych