Nikt z nas nie chce być Żydem wypędzanym z miasta.
Rodziców się nie wybiera, księdza proboszcza też. Całkiem słusznie, bo jakby człowiek sprecyzował swoje wymagania, to doszedłby do wniosku, że tylko papież może je spełnić. A przecież papież jest tylko jeden i żeby osobiście mógł objąć milion parafii, trzeba by go sklonować. Wprawdzie genetycy są już o krok od naprawy świata, ale takiego zadania żaden z nich się nie podejmie. I całe szczęście, bo to, co na pierwszy rzut oka wydaje się słabą stroną proboszcza, często okazuje się zbawienne dla wiernych. Parafianie całego świata marzą na przykład o księdzu, który „ma ładne kazania”, lecz większość z nich nawraca się pod wpływem kazań „brzydkich”, czyli takich, które w pierwszym odbiorze są irytujące, niewygodne, a nawet niesmaczne. Dopiero po latach widzimy, że konkretny proboszcz pojawił się w naszej parafii nieprzypadkowo i że również jego słabości były nam do czegoś potrzebne.
Będziemy w telewizji
Proszę sobie wyobrazić Niedzielę Palmową w kościele św. Walentego w Gdańsku Matarni. W świątyni taki tłok, że szpilki nie wciśniesz, nie mówiąc już o brzuchatej sylwetce felietonisty „Gościa Niedzielnego”. Razem z żoną i dziećmi stoję więc na zewnątrz, ciesząc się pierwszymi mgnieniami wiosny i wsłuchując się w dźwięk płynący z przerdzewiałych głośników. Tymczasem proboszcz ogłasza, że dziś nasza parafia będzie w telewizji. Przed godziną wikary miał udzielić wywiadu wysłannikom „Teleexpressu” i teraz czeka nas wielkie, wspólnotowe wydarzenie medialne. Oczywiście nie trzeba dopowiadać, że punktualnie o godz. 17.00 zasiadam przed telewizorem i zaczynam obgryzać paznokcie. Maciej Orłoś gada o polityce i sporcie, następnie jest jakiś teledysk, później tradycyjny żart i... koniec. Gdzie się podział nasz wikary?
Po chwili uświadamiam sobie, że w tym roku Niedziela Palmowa przypada 1 kwietnia, a ja jestem ofiarą primaaprilisowej intrygi proboszcza. Ciekawe, ilu ludzi w parafii – podobnie jak ja – uwierzyło w wywiad z wikarym. Ilu z nas zapamiętało z Mszy właśnie tę krzepiącą informację, że będziemy w telewizji. Mówiąc wprost: komu w Niedzielę Palmową odbiła palma, a kto naprawdę przeżył irytująco długie czytanie z Ewangelii św. Łukasza i poszedł za Chrystusem na Golgotę. Ja raczej nie, a ty?
Wydarzenie medialne kontra Droga Krzyżowa. Siła kontra słabość. Pragnienie uczestnictwa w spektakularnej grze tego świata kontra kontemplacja. Nie wiem, jaka była intencja proboszcza, bo jego poczucie humoru kojarzy mi się z wnętrzem piramidy Cheopsa, ale jestem mu głęboko wdzięczny za tę primaaprilisową prowokację. Dzięki niej uzmysłowiłem sobie bowiem, jak wielka przepaść dzieli nas od żywego chrześcijaństwa. Jak bardzo identyfikujemy się ze wspólnotą na poziomie zewnętrznym i jak mało wiary mamy w to, że może nas połączyć słabość. Nasza własna słabość, w którą wszedł wcielony Bóg, żebyśmy mogli z Nim powstać do nowego życia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Wencel, poeta, publicysta, redaktor "Frondy"