Na ołtarzu oglądalności i zysków z reklam złożono godność wielu osób
Adwent to czas dochodzenia do prawdy o sobie... Nie jestem pewna, czy właśnie dlatego w pierwszych dniach grudnia media zaproponowały nam szczególny rodzaj wiwisekcji – intensywną debatę na temat relacji męsko-damskich w polityce i poza nią. Politycy, dziennikarze oraz eksperci, głównie kobiety, dyskutowali o tym, co może, a co nie powinno zdarzać się między kobietą i mężczyzną, i kiedy w te relacje powinno wkraczać prawo.
Serial o życiu pewnej rodziny
Początkiem tej niewątpliwie potrzebnej, chociaż niekoniecznie tak prowadzonej debaty stał się artykuł w „Gazecie Wyborczej” i program TVN, w którym rozmawiano z bohaterką szokującej publikacji. Wywołało to lawinę artykułów, komentarzy i dywagacji. Dziennikarze prześcigali się w komentowaniu szczegółów, które zwykle traktuje się jako intymne, opisywano szczegóły anatomiczne panów, bezradność młodych pań oraz przebieg zabiegu niebezpiecznego dla życia kilkumiesięcznego dziecka w łonie matki. Wszystko toczyło się w świetle reflektorów i przy odkrytej kurtynie. Opisywano, kto na kim wymuszał seks i gdzie trzymano ręce w trakcie towarzyskich libacji. Takiego zalewu wulgaryzmów, obscenicznych opisów i opinii ferujących ostateczne wyroki w prasie, która uchodzi za poważną, dotychczas nie było.
Wielokrotnie oglądaliśmy trzyletnią dziewczynkę dowożoną do specjalistycznego laboratorium w celu przeprowadzenia badań zmierzających do ustalenia, kto jest jej ojcem. Wyobrażam sobie, że dwie starsze siostry dziewczynki z wielką uwagą czekały na wynik badania. Przepraszam za brutalną szczerość, ale chodziło wszakże o ustalenie, który z wymienianych publicznie panów zostanie ojcem ich siostry. I nie chodziło tylko o obowiązek alimentacyjny, jakkolwiek prasa doniosła także, że ojciec obu dziewczynek nie płaci alimentów, więc sytuacja porzuconej przez niego rodziny nie jest łatwa.
Mam uczucie, że streszczając ten koszmarny serial z życia pewnej rodziny, podobnie jak inni, łamię zasadę szacunku dla drugiego człowieka i jego prawo do prywatności. Ale jak inaczej pokazać prawdę o tym, co działo się w opiniotwórczych mediach?
Na ołtarzu oglądalności
Wielu dziennikarzy będzie bronić opinii, że kontrolna funkcja prasy wobec polityków wymaga ofiar. Czy jednak kobieta, która oskarżała liderów partii współtworzącej rząd RP musiała stać się „medialną gwiazdą” i osobiście opowiadać historie, które w ostatecznym rozrachunku ją, a nie polityków, zamieniły w ofiarę? Dlaczego nikt nie doradził jej poprzestania na zeznaniach złożonych w prokuraturze? Dlaczego nikt z sojuszników i obrońców nie chronił jej przed wścibskimi dziennikarzami?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Fedyszak-Radziejowska, dr socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN