Bóg zesłał na ziemię swego Syna, by nam przypomnieć, że jesteśmy stworzeni do wieczności.
W starożytnym Rzymie istniało święto Saturnaliów, które obchodzono przez parę dni od 17 grudnia. Było to święto pojednania i radości, związane z zimowym przesileniem i z najkrótszym dniem w roku. Zawieszano działalność gospodarczą, a niewolnicy mogli się bratać z panami. Korowody świętujących przetaczały się przez miasta. Ojców rodzin obdarzano prezentami, najczęściej świecami i glinianymi figurkami, co było śladem dawniejszych ofiar z ludzi, składanych pierwotnie Saturnowi.
Gdy chrześcijaństwo stało się religią dominującą i gdy eliminowano zwyczaje pogańskie, mniej więcej w tym samym czasie zaczęto obchodzić święto Bożego Narodzenia. Choć ani 25 grudnia, ani zwłaszcza istota święta nie przypominała tamtego, pogańskiego, wybrano tę porę, by przesłonić dawny zwyczaj. Po dwóch tysiącach lat chrześcijaństwa nawyki pogańskie wracają także w porze Bożego Narodzenia.
Bóg się uniżył
Wedle Ewangelii, Jezus Chrystus urodził się w szopie lub jaskini koło Bethlehem, najprawdopodobniej w 6 roku przed umownym początkiem ery chrześcijańskiej. Miejsce Jego urodzenia było symbolem uniżenia Boga-człowieka. Miało zwrócić uwagę na to, że przyszedł do wszystkich, nawet tych najmniejszych. Pobożna tradycja powieliła betlejemską szopkę w tysiącach wersji plastycznych. Szopka stała się niejako teatralną sceną, na której narodził się Bóg-człowiek. Ludzki zwyczaj ma jednak tendencje do nieopanowanego rozłażenia się na boki. Z betlejemskiej szopki zrobiono najpierw teatrzyk, a następnie oderwano go od pierwotnego znaczenia. W potocznym języku polskim szopka stała się czymś sztucznym, wręcz humorystycznym. W świątecznych i noworocznych „szopkach” prezentuje się przedstawienia, obrazujące w karykaturalny sposób wydarzenia mijającego roku. Nieraz powiadamy „ale szopka!”, gdy coś wydaje się nam niedorzeczne lub niemądre.
Dzisiejszy człowiek, niejednokrotnie chrześcijanin, idzie do szopki, coraz częściej nie myśląc, dokąd zmierza. Dobra wola i dobre życzenia, wymieniane przy łamaniu się opłatkiem, są oczywiście wartością, nawet w wykonaniu tych, którzy nieraz dowiedli złej woli. Dobrze, że choć raz do roku przemówią ludzkim głosem, że nawet niezbyt świadomie przyłączą się do świętujących Bożą Miłość, która wówczas, 2011 lat temu, przyszła na świat, by nas zbawić. Czy jednak ów błysk dobrej woli może oświecić ten tłum przy szopce, który, nawet cisnąc się wokół żłóbka, myśli i czyni coś zupełnie innego?
Osobliwy tłum wokół szopki
Kogóż my tam mamy niedaleko świątecznej szopki? Tłumy facetów w czerwonych płaszczach i dracznych, czerwonych czapeczkach, grających Mikołajów (nawet nie św. Mikołajów). Coraz więcej podobnie ubranych dziewczyn, nierzadko roznegliżowanych, reklamujących taki czy inny produkt, na który zasługujemy, który poprzez nawilżenie i ujędrnienie uczyni nas szczęśliwszymi.
Miliony kartek „świątecznych” z choinką, gwiazdką, gałązką iglaka, symbolizujących „święta”, życzenia „wszystkiego najlepszego z okazji świąt końca roku”, wysyłane i rozlepiane w biurach. Wokół szopki można spotkać gwiazdora muzyki pop, który się właśnie „ożenił” ze swym kochankiem i zaraz zaśpiewa coś na temat „Merry Christmas” (coraz więcej Anglosasów uważa, że Merry to żona jakiegoś Christmasa!). Idą tam pisarki-skandalistki, przez cały rok obrażające ludzkie uczucia, w ten jeden dzień roniąc łzę nad swą biedą.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Roszkowski, historyk, publicysta, poseł do Parlamentu Europejskiego