Ci, którzy zostają w domui nie głosują, zachowują się tak, jakby nie obchodziło ich, komu powierzają własne pieniądze
Wybory parlamentarne za nami, ale batalia o władzę trwa nadal. Co prawda pierwszą rundę sporu o kształt Polski z niewielką przewagą wygrało Prawo i Sprawiedliwość, jednak ostateczny skład koalicyjnego rządu zależy od wyniku wyborów prezydenckich. Donald Tusk walczy nie tylko o urząd Prezydenta III RP, lecz także o mocną pozycję przetargową jego partii w budowaniu programu rządu. Wybierając prezydenta, zadecydujemy o losach gabinetu, premiera i jego ministrów.
Już dzisiaj część dziennikarzy i komentatorów oswaja nas z myślą, że rząd PiS–PO przetrwa nie dłużej niż dwa lata. Mam nadzieję, że moje obawy są całkowicie bezpodstawne, bowiem frekwencja w kolejnych, przyspieszonych wyborach mogłaby spaść poniżej 40 proc., co oznaczałoby przejęcie władzy przez A. Leppera, W. Olejniczaka i M. Borowskiego.
Dla dobra wspólnego
Wróćmy jednak do dzisiejszych kandydatów na urząd prezydenta i ich polemik o politykę społeczną i gospodarczą państwa. Wiadomo, że obie partie zamierzają obniżyć podatki. PO proponuje popularny w wielu środowiskach podatek liniowy, znany jako „3 razy 15 proc.” dla płacących PIT, CIT i VAT, zaś PiS – obniżenie progów podatkowych PIT do 18 i 32 procent. Program PiS przewiduje także ulgi prorodzinne, niższą stawkę podatkową – 18 proc. – dla osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą oraz dwuletnią ulgę w podatku CIT dla przedsiębiorcy za każde nowe miejsca pracy i zwolnienie go z części składki ubezpieczenia płaconej za pracownika. Propozycje obu partii różnią się nieco, chociaż łączy je zamiar zmniejszenia obciążeń podatkowych.
Jednak na marginesie debaty wokół tych propozycji pojawił się dość szczególny ton pisania o podatkach. Liczne grono komentatorów, dziennikarzy i polityków traktuje podatki wyłącznie jak zło konieczne, od którego wszyscy, którzy tylko mogą, powinni uciekać, szukając sposobów, by płacić jak najmniej. Pamiętam publiczną deklarację znanego liberalnego dziennikarza i pisarza, autora powieści political fiction, który głupotą państwa usprawiedliwiał kupno ziemi w celu płacenia niskiej składki KRUS, zamiast wyższej – ZUS. Reforma KRUS zablokowała takie możliwości, ale problem przyzwolenia dla sztuczek ułatwiających unikanie podatków i składek ubezpieczeniowych pozostał.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN