Dziś mamy szansę zbudowania normalnej sceny politycznej.
Wybieramy sejm, potem, w październiku – prezydenta. Tak było cztery i pięć lat temu, a jednak sytuacja jest inna, i to nie tylko dlatego, że możemy zmienić Trzecią Rzeczpospolitą. Po raz pierwszy możemy wybierać pomiędzy różnymi pomysłami na Polskę, a nie tylko „za” lub „przeciw” PRL. Nie oznacza to, że „podział postkomunistyczny”, o którym pisała prof. M. Grabowska, zniknął, ale dzisiaj nie tylko on porządkuje scenę polityczną. Wielu dawnych „obrońców PRL” ukryło się za kulisami, a pochodzący z tego środowiska „układ trzymający władzę” przeżywa chwile wielkiego osłabienia. Moment wydaje się przełomowy.
Rządcy dusz
Sondaże pokazują, że środowiska, które bazowały na wyniesionych z PRL nawykach i lękach tracą „rząd dusz”. I nie myślę tylko o propeerelowskich sentymentach. Przykładowo, zbyt długo naszymi politycznymi wyborami kierowała wyrosła z doświadczeń PRL opinia, że wszystko, co „partyjne” jest z definicji złe i szkodliwe. Monopol PZPR, partii władającej nieomal wszystkim, zakodował w podświadomości wielu moich rodaków nieco irracjonalne w demokracji pragnienie ucieczki od „partyjności”. Prawdziwe morze atramentu zużyto w latach 90. na teksty, w których kwestionowano potrzebę istnienia partii prawicowej, na przekonywanie Polaków, że podział na lewicę i prawicę jest anachroniczny i nie przystaje do współczesnych demokracji.
Takie rozumowanie stało u podstaw Komitetu Obywatelskiego (potem OKP) przy L. Wałęsie i długo blokowało normalne podziały polityczne. Uporczywie próbowano budować demokrację z pozornie apolitycznymi tworami „środka” w rodzaju Partii Przyjaciół Piwa, unii, road-u, czy Bezpartyjnego Bloku Współpracy oraz Akcji Wyborczej. Także dwie kadencje prezydentury A. Kwaśniewskiego wzmocniły wizerunek neutralnego? bezpartyjnego? fachowca? „wybierającego przyszłość ponad podziałami” jako najlepszą ofertę dla wszystkich Polaków.
Nawet PO u swojego początku popełniła podobny „grzech”, sugerując swoim zwolennikom, że będzie „lepsza”, bo obywatelska, a słowo „platforma” zdawało się liderom bardziej bezpieczne, niż „partia”. Przypomnijmy, że także Jarosław Kaczyński, niewątpliwy ojciec podziałów politycznych III RP, nazwał swoją pierwszą partię Porozumienie – a jakże ! – Centrum.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN