Od 15 lat, czyli od czasu, kiedy stworzono w Polsce gwarantowany ustawowo mechanizm istnienia i działania mediów publicznych, toczy się zażarta walka o polityczny wpływ na telewizję publiczną i rozgłośnie radiowe.
Powstała wówczas Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, której głównym celem było uniezależnienie mediów publicznych od zmiennych decyzji politycznych. Niestety, przyznanie KRRiTV kompetencji powoływania rad nadzorczych w mediach, które z kolei obsadzały ich zarząd, było jedną z ważniejszych przyczyn powodujących fiasko odpolitycznienia radia i telewizji.
Dlatego w najnowszym „poselskim projekcie ustawy o zmianie ustawy o radiofonii i telewizji i innych ustaw” PO powołuje się na „zmiany w filozofii funkcjonowania” KRRiTV jako warunek konieczny i wystarczający do kolejnego skoku na media publiczne. Ale tak naprawdę zabiegi PO prowadzą do tego, że po każdych wygranych wyborach partia rządząca otrzyma oprócz gratulacji prezent w postaci nieograniczonego wpływu na kształt mediów publicznych. Dotychczas politycy obozu rządzącego musieli się nieco nagimnastykować, tak jak przy odwołaniu Bronisława Wildsteina.
Jakie są cele projektu PO? Odpolitycznienie oraz wzmocnienie autorytetu KRRiTV. Jak zamierza tego dokonać? Przez precyzyjne wskazanie warunków jakie muszą spełnić kandydaci, spośród których Sejm, Senat i Prezydent wybiorą członków KRRiTV. Jednym z pomysłów jest obowiązkowa rekomendacja środowisk uniwersyteckich i twórczych. Drugą wielką zmianą ma być przeniesienie niektórych zadań KRRiTV w ręce prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej, który będzie jednocześnie przewodniczącym KRRiTV. Członków rad nadzorczych oraz zarządów mediów publicznych może odwołać w każdej chwili Minister Skarbu, któremu odtąd mieliby podlegać. To prosta droga do przekształcenia mediów publicznych w biura prasowe partii rządzącej.
Politycy PO udają, że nie rozumieją zarzutów, forsując, mimo powszechnej krytyki, projekt ustawy. W uzasadnieniu autorzy ustawy przypominają aferę Rywina, która pokazała, jak tworzy się w Polsce prawo na zamówienie biznesu. Zdaje się, że politycy PO nie wyciągnęli z tego żadnych wniosków. Bo tworzą prawo, które czyni z mediów publicznych polityczny oręż w walce o władzę. I cofają debatę nad stanem tychże mediów do czasu sprzed największej afery III RP. W końcu – zgodnie z ostatnim orzeczeniem sądu – nie istniała wtedy żadna grupa trzymająca władzę, a Rywin działał sam. Przyznając tym samym rację Leszkowi Millerowi, który mówił wówczas, że Rywin chyba oszalał. Zdaje się, że nie tylko on. Politycy PO wbijają właśnie ostatni gwóźdź do trumny niezależnych mediów publicznych w Polsce.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
W Polsce - komentarz Artura Bazaka