Pierwsza część dzisiejszej Ewangelii mówi o fałszywym radykalizmie, czyli nie takim, jakiego spodziewa się po nas Jezus.
Gdy dopełniały się dni wzięcia Jezusa z tego świata, postanowił udać się do Jeruzalem, i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i weszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by przygotować Mu pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jeruzalem.
Widząc to, uczniowie Jakub i Jan rzekli: «Panie, czy chcesz, byśmy powiedzieli: Niech ogień spadnie z nieba i pochłonie ich?»
Lecz On, odwróciwszy się, zgromił ich. I udali się do innego miasteczka.
A gdy szli drogą, ktoś powiedział do Niego: «Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz».
Jezus mu odpowiedział: «Lisy mają nory i ptaki podniebne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć».
Do innego rzekł: «Pójdź za Mną». Ten zaś odpowiedział: «Panie, pozwól mi najpierw pójść pogrzebać mojego ojca». Odparł mu: «Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże».
Jeszcze inny rzekł: «Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu». Jezus mu odpowiedział: «Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego».
Czytaj Pismo Święte w serwisie gosc.pl: biblia.gosc.pl
1. Losem uczniów Pana bywają odrzucenie, nieprzyjęcie, obojętność lub wrogość ze strony świata. Odpowiedzią na taką sytuację nie może być domaganie się ognia z nieba na nieżyczliwych. I wcale nie chodzi tutaj o przekreślenie zasady, że zło zasługuje na karę. Na Sodomę i Gomorę spadł ogień z nieba. Problem w tym, że nie do nas należy wymierzanie sprawiedliwości. Nasze wyroki i oceny są zawsze niepełne i niedoskonałe, uwikłane w emocje, w chęć zemsty maskowanej często domaganiem się sprawiedliwości. Jezus zgromił uczniów. Nas też często musi przywoływać do porządku, gdy nasza zraniona duma prowokuje chęć odwetu upudrowaną troską o religię.
2. W drugiej części Ewangelii Jezus pokazuje przykłady radykalizmu, którego od nas oczekuje. Pójść za Panem oznacza iść, dokądkolwiek nas poprowadzi, a to oznacza jakiś rodzaj tułaczki bez pewnego, bezpiecznego miejsca. Przynajmniej tu, na ziemi. Nasz dom jest w niebie, schronieniem jest Bóg. Tu, na ziemi, „Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć”. Dlatego każdy, kto jest Jego uczniem, będzie zawsze czuł jakiś rodzaj wyobcowania z tego świata. Na ludzi chodzących co niedziela do kościoła, spowiadających się, klękających do modlitwy większość społeczeństwa patrzy dziś jak na kosmitów. To trzeba wytrzymać. Ten rodzaj samotności jest wpisany w koszt bycia chrześcijaninem.
3. „Zostaw umarłych…” Tu nie chodzi o porzucenie słusznej pamięci o umarłych. Chodzi o to, by zostawić strefę śmierci. Czyli zerwać z przywiązaniem do tego, co martwe, przemijające, kruche, a co często nas więzi. „Zostaw!”. Śmierć bliskich bywa bardzo bolesnym doświadczeniem, ale trzeba mieć odwagę pójścia dalej z ufnością. Nie można dać się zamknąć na zawsze w żałobie, w smutku, w pretensjach do Boga, że zabrał. Trzeba zostawić to, co odeszło. Tylko wtedy może dokonać się nasza przemiana. Święty Jan Vianney modlił się: „Kocham Cię, mój Panie i Mistrzu, ponieważ pozwoliłeś się dla mnie ukrzyżować. Kocham Cię, bo pozwalasz mi być ukrzyżowanym dla Ciebie”. To jest właściwy radykalizm.
4. Nie oglądać się wstecz. Aby głosić Królestwo, aby stać się budowniczym Bożego ładu w świecie, konieczna jest radykalna nadzieja. Nie chodzi o przekreślenie przeszłości, o zapomnienie o wszystkim, co było. Chodzi o wolność wewnętrzną, która umożliwi pełnienie woli Bożej w całej pełni. Lękamy się stracić to, co mamy, i stajemy w miejscu, zaczynamy budować obronne mury, sejfy na medale, wspomnienia o dawnych sukcesach. Radykalizm nadziei polega na spoglądaniu do przodu z ufnością. Nie znamy przyszłości, ale jesteśmy pewni, że cokolwiek nastąpi, Bóg nas nie zostawi. On jest Alfą i Omegą.
ks. Tomasz Jaklewicz