Z wielkim smutkiem przyjąłem wiadomość o tym, że do domu Ojca odszedł mój profesor, promotor, mistrz, prowadzący mnie po naukowych ścieżkach. Uświadomiłem sobie, że straciłem człowieka, który w sposób istotny wpisał się w moje kapłańskie życie.
Z księdzem Januszem Nagórnym spotkałem się po raz pierwszy w 1995 roku, kiedy podjąłem studia specjalistyczne z teologii moralnej na KUL-u. Znalazłem promotora bardzo głęboko osadzonego w nauczaniu Kościoła, a równocześnie precyzyjnie i czytelnie porządkującego wiedzę teologiczną. Zaproponował mi, abym podjął od strony moralnej problematykę ruchu hospicyjnego i opieki paliatywnej.
Kilka lat później, kiedy wydawałem rozprawę doktorską w formie książkowej, mój promotor napisał w przedmowie do niej m.in.: „W tym wszystkim, co składa się na psychologiczny i egzystencjalny kształt cierpienia, uwidacznia się prawda o tym, że cierpienie jest – niekiedy bardzo ciężką – próbą człowieczeństwa, a dla człowieka wiary – jednocześnie próbą wiary i zawierzenia”.
Ani on, ani ja nie zdawaliśmy sobie wówczas sprawy z tego, że zostanie poddany właśnie takiej, bardzo ciężkiej próbie: przez ponad półtora roku walczył z chorobą nowotworową. Ks. Janusz uczynił ze swojej choroby prawdziwe zadanie moralne i wykonał je do końca. Wszyscy z jego otoczenia budowaliśmy się męstwem, cierpliwością i głęboką wiarą, jakie objawiły się podczas jego długotrwałego cierpienia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
W Polsce - wspomina ks. Antoni Bartoszek, teolog moralista, adiunkt na Wydziale Teologicznym UŚ