Stanowisko biskupów jest wprawdzie spóźnionym, ale ważnym głosem w debacie na temat lustracji.
W sposób zdecydowany zwrócono w nim uwagę, że błędem w rozliczeniach z epoką PRL jest koncentrowanie się wyłącznie na tajnych współpracownikach policji politycznej. Sytuacja, gdy gen. Kiszczak i jego koledzy spokojnie konsumują wysokie resortowe emerytury, a tłumaczyć się muszą jedynie ludzie uwikłani w tamten system, z pewnością nie jest sprawiedliwa.
Słuszny jest także postulat wnikliwego rozpatrywania każdego przypadku uwikłania w kontakt z bezpieką. Trzeba uwzględnić realia tamtych czasów oraz inne dokumenty, nie tylko wytworzone przez organy bezpieczeństwa PRL. Istotne jest także zapewnienie każdemu prawa do niezależnego sądu w przypadku oskarżeń o współpracę z bezpieką. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że opracowywany właśnie w parlamencie projekt ustawy o IPN likwiduje sąd lustracyjny.
Według tego projektu w Internecie ma zostać tylko opublikowane zaświadczenie, jakie informacje na temat danej osoby znajdują się w zasobach archiwalnych IPN. Jeżeli pozostał tylko zapis ewidencyjny, że ktoś został zarejestrowany jako TW, zostanie opisany w katalogu jako TW. Później może się oczywiście sądzić, domagając się sprostowania albo informacji, że wpis nie był prawdziwy.
Czy taki model lustracji biskupi uważają za słuszny. Wątpię. Ale w tej sprawie opinia publiczna nie usłyszała jasnej odpowiedzi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
W Polsce - komentarz Andrzeja Grajewskiego