Z pewnością nie było łatwo prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu stanąć w Pawłokomie nad mogiłami pomordowanych w 1945 r. Ukraińców i powiedzieć, że „nadszedł już czas, aby nie ukrywać prawdy i mówić o nienaprawionych krzywdach”.
Łatwiej było nam upamiętniać polskie ofiary konfliktu na Kresach Wschodnich. Prezydent RP ma jednak świadomość, że pojednanie z Ukraińcami jest polską racją stanu. Poza obszarem doraźnych interesów wymaga to także rozliczenia przeszłości, nawet bardzo bolesnej dla obu stron. Dlatego udział jego oraz prezydenta Wiktora Juszczenki w uroczystościach w Pawłokomie ma wymiar symbolu – przezwyciężenia przeszłości dla przyszłości.
3 marca 1945 r. oddział poakowskiego podziemia, w odwecie za uprowadzenie i zabicie 10 Polaków z Pawłokomy, dokonał pacyfikacji miejscowości. Według źródeł ukraińskich, miało wówczas zginąć 366 Ukraińców, także kobiety i dzieci. Polscy historycy mówią o 150 rozstrzelanych mężczyznach, podejrzewanych o sprzyjanie ukraińskim nacjonalistom. Ostateczna liczba ofiar nie jest znana, gdyż nie dokonano ekshumacji.
Nie ulega jednak wątpliwości, że w Pawłokomie zostali zamordowani bezbronni cywile. Tamte wydarzenia były konsekwencją ludobójczej wojny, jaką od lata 1943 r. toczyły przeciwko Polakom oddziały ukraińskich nacjonalistów z OUN-UPA. W rzezi na Wołyniu i w innych rejonach Małopolski Wschodniej wymordowano dziesiątki tysięcy Polaków, całe wsie zostały starte z powierzchni ziemi. W Pawłokomie przebywali uciekinierzy z tamtych terenów, stamtąd wywodziła się część oddziału, który dokonał zbrodni.
Wspominając tamten czas, nie można go skwitować banalnym w takich okolicznościach słowem „przepraszam”. Dobrze się stało, że Prezydent RP odwołał się więc do słów modlitwy: „Umiejmy z miłosierdziem i odwagą wspólnie modlić się do Boga słowami – »odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom«”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
W Polsce - komentarz Andrzeja Grajewskiego