Ponad 100 tys. ludzi zebranych na Placu św. Piotra wpatrywało się w okna papieskich apartamentów. Usta szeptały słowa modlitwy różańcowej. Jak rok temu, w godzinie śmierci Jana Pawła II.
Jan Paweł II umarł tak jak żył. Jego śmierć stała się wypełnieniem świadectwa wiary, które poruszyło serca wielu milionów ludzi – mówił podczas uroczystości rocznicowych Benedykt XVI. Pragnienia serc wypisane były na ogromnych transparentach: „Jan Paweł II Wielki”, „Santo Subito”, „Módl się za nami!”...
Tak jak przed rokiem, oczy wszystkich skierowane były na papieskie okno Pałacu Apostolskiego. Wtedy, gdy Jan Paweł II umierał, serca wypełniał smutek, teraz dominowała wdzięczność za dar, jakim był dla Kościoła i świata. – Zmienił moje życie. Pozwolił mi odkryć jego sens – mówił Robert Stypka z Warszawy. Przed rokiem modlił się na Placu św. Piotra sam, teraz przyjechał z 22-letnim synem. – Cały rok wspaniale się układał, był dobry, dlatego przyjechałem podziękować i pomodlić się za moich przyjaciół – mówił.
Różaniec, świece i bębny z Lednicy
Kiedy, tak jak przed rokiem, po łacinie odmawiano Różaniec, miało się wrażenie, że na Placu św. Piotra są sami Polacy. Ze wszystkich stron dobiegały słowa po polsku wypowiadanej modlitwy, a nad głowami powiewały dziesiątki biało-czerwonych flag i transparentów z napisem „Solidarność”. Dokładnie o 21.37 Benedykt XVI zaczął wspominać swego poprzednika. – W pierwszą rocznicę jego powrotu do domu Ojca jesteśmy wezwani, by na nowo przyjąć duchowe dziedzictwo, które nam zostawił – mówił papież. Przypomniał świadectwo swego zmarłego poprzednika, które można zamknąć w dwóch słowach: „wierność” i „oddanie”. Chodzi o całkowitą wierność Bogu i bezwarunkowe oddanie misji Pasterza Kościoła powszechnego. Obie te cechy ujawniły się w sposób spotęgowany u schyłku życia Jana Pawła II, kiedy to jego fizyczne cierpienie wyzwoliło falę ludzkiej wrażliwości, a zarazem pokazało wielką godność i wartość człowieczeństwa zanurzonego w Chrystusie.
Tysiące zapalonych świec wytworzyło sugestywną atmosferę. Polacy podkreślali, że jednak rok temu w Ojczyźnie głębiej przeżywali odchodzenie Papieża niż teraz w Watykanie. – To były dużo głębsze przeżycia. Atmosfera była dużo bardziej gorąca i bardziej rozmodlona niż tutaj – powiedziała mi Beata Smolarek z Warszawy. Jej mama Grażyna podkreśliła, że udział w modlitewnym czuwaniu w Watykanie był jej najskrytszym marzeniem. Było inaczej, ale i tak pielgrzymi mieli mokre od łez wzruszenia oczy.
Po papieskim błogosławieństwie plac szybko opustoszał, choć niektórzy próbowali jakby odtworzyć atmosferę sprzed roku. Młodzież modliła się w małych grupkach. Polacy trzymając w rękach świece, śpiewali „Barkę”. Nad placem rozległ się dźwięk bębnów wygrywających melodie z Lednicy. O północy przed okalającymi plac barierkami paliły się już tylko zostawione przez pielgrzymów świece.
Łzy nad grobem
Szczególnym przeżyciem była poranna Msza św. przy grobie Jana Pawła II. Wzięli w niej udział najbliżsi współpracownicy Ojca Świętego i ci, którzy przychodzą na tę Mszę drugiego dnia każdego miesiąca i w każdy czwartek. Liturgii przewodniczył ks. Mieczysław Mokrzycki. Był on sekretarzem Jana Pawła II, teraz jest sekretarzem Benedykta XVI. W bardzo osobistej homilii dał przejmujące świadectwo odchodzenia Jana Pawła II. „Zaczął umierać w czwartek po Wielkanocy. Był wtedy z Jezusem w Wieczerniku. W piątek cierpiał na Golgocie. Gdy rozpoczęła się liturgicznie niedziela, stanął u grobu, a raczej u bram zmartwychwstania. (...) Sobota. Od 14.00 zaczął słabnąć i tracić kontakt z otoczeniem. Odpoczywał, zasypiając, i budził się znowu. Około 20.00 postanowiliśmy odprawić w sypialni przy łóżku Mszę świętą z Niedzieli Miłosierdzia Bożego, która się właśnie rozpoczynała. Po Mszy świętej był coraz bardziej wyciszony. Z lekko przechyloną głową usnął i przeszedł do Pana”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Beata Zajączkowska, dziennikarka Radia Watykańskiego