Na pustyni można znaleźć wszystko. Ciężarówkę z Bagdadu, beduina z wielbłądem. A nawet 300-osobowy grobowiec i małe królestwo.
To ostatnie osiedle za miastem. Za nim nie ma już absolutnie nic – mówi nasz przewodnik, który zna tę trasę na pamięć. Wjeżdżamy na Pustynię Syryjską. Drogowskazy informują, że niewielka odległość dzieli nas od granicy z Irakiem. Ale to nieprawda, że na pustyni niczego nie ma. Tu się dopiero zaczyna przygoda.
Nie jedźmy do Bagdadu
– Kup pan naszyjnik, ładny, z prawdziwych kości wielbłąda – młody beduin nie wyobraża sobie, że mógłbym odjechać bez zakupów. Żeby mnie przekonać, że to żaden plastik, wyciąga zapalniczkę i podpala towar. Pozostaje nienaruszony. A wokół mnie rośnie grupka innych sprzedawców. Koledze zakładają nawet arabską chustę na głowę i uznają, że tym samym transakcja doszła do skutku. Nie wszędzie jednak beduini są natrętnymi handlarzami. W oddali widać kolejne namioty koczowniczych rodzin. Nie ma ich wiele w tym roku, bo małe opady zmusiły beduinów do przeniesienia się bardziej na zachód, w pobliże rzeki. Nie mają z czego wyżywić zwierząt. Co kilkanaście kilometrów widać namioty tych, którzy zdecydowali się zostać. Dzisiaj rzadko już można spotkać beduinów z wielbłądami. Większość z nich przerzuciła się na małe samochodziki – pikapy. Utrzymanie wielbłąda oznacza kupowanie drogiego jedzenia we wsi. To duże obciążenie, mimo że państwo wspiera beduinów. Tylko bogatsi pozwalają sobie na luksus z chodzącymi dwoma garbami.
– Za chwilę zatrzymamy się w Bagdad Café – przewodnik zapowiada krótką przerwę. – Saddam Café – dopowiadają z ironią jadący z nami Holendrzy. Przewodnik, choć nie ukrywa niechęci do obalonego dyktatora, dostrzega pewną ignorancję w docinkach Holendrów. – Saddam może i był szalony, ale ludzie w Iraku mówią, że przez wojnę stracili wszystko – przekonuje. I jakby dla potwierdzenia tego, co mówi, z naprzeciwka nadjeżdża kolumna ponurych ciężarówek. Jadą z Bagdadu do Damaszku... po żywność. Ponad sto kilometrów stąd zaczyna się już inny świat. My po pewnym czasie skręcamy na Palmyrę, zostawiając kierunek Bagdad za sobą. Ale ślad irackich ciężarówek zostaje mocno w pamięci.
Królestwo spod piasku
Jak to możliwe, że w sercu pustyni kwitło bogate królestwo? Tak działo się przez trzy stulecia naszej ery ze starożytną Palmyrą. Na horyzoncie pojawia się coraz więcej ruin, śladów dawnej świetności. Miasto znane było już w czasach przed Chrystusem. W Biblii występuje jako Tadmur, zbudowane przez króla Salomona. Później władzę w nim przejęły inne ludy semickie. Największy jednak rozkwit zaczął się w I w. po nar. Chr., kiedy dotarły tu wojska Tyberiusza. Cezar postanowił nie podbijać Palmyry, ale uczynić z niej autonomię w ramach imperium rzymskiego i chronić ją przed zagrożeniem ze strony Persów. Kiedy prawie sto lat później przybył tu cesarz Hadrian, tak zachwycił się Palmyrą, że ogłosił ją wolnym miastem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina