Europa nie tak zielona

Państwa Unii Europejskiej krytykowały USA za stawianie ekonomii przed ochroną środowiska. Teraz niektóre z nich, zwłaszcza Niemcy, robią to samo.

Europa jest światowym liderem w dziedzinie ochrony środowiska. Tak przynajmniej o sobie mówi. W czasie zakończonej ostatnio międzynarodowej konferencji klimatycznej na Bali, UE zaproponowała tak daleko idące propozycje ograniczeń emisji CO2, że większość krajów europejskich najpewniej by im nie sprostała. Co było do przewidzenia, projekt nie zyskał aprobaty. Jednym z największych oponentów europejskich nakazów były Stany Zjednoczone. Amerykanie mówili, że takie rozwiązania zrujnują ich gospodarkę. USA za taką postawę są nagminnie krytykowane i przedstawiane jako państwo kompletnie nieczułe na problemy ekologiczne.

Ten jednoznaczny podział na eko-wrażliwą Europę i eko-ignorantów z USA ulega jednak na naszych oczach zaburzeniu. Przed samymi świętami Bożego Narodzenia ujawniono projekt przepisów ograniczających emisję CO2 przez samochody. Przez ostatnie miesiące trwała zacięta walka, w której koncerny motoryzacyjne, lobbyści, a nawet przedstawiciele poszczególnych rządów chcieli jak najbardziej rozmiękczyć restrykcyjne przepisy. Przemysł motoryzacyjny jest najważniejszym filarem gospodarki Unii. Zatrudnia 12 mln ludzi i ma obroty wynoszące ponad 450 mld euro. Jest podstawą gospodarek Niemiec, Francji czy Włoch. Ograniczenia emisji oznaczają, że producencie będą musieli zainwestować w nowe technologie produkcji silników i ogumienia.

Niemcy za, Niemcy przeciw
Samochody emitują do atmosfery niecałe 15 proc. całego produkowanego przez Europejczyków dwutlenku węgla. Uważa się, że ten gaz ociepla atmosferę. Europa, a szczególnie Niemcy chcą z problemem globalnego ocieplenia walczyć, właśnie przez redukcję emitowanego CO2. Kłopot w tym, że dwutlenek węgla jest produktem ubocznym wielu technologii kluczowych dla każdej gospodarki. Energetyka oparta na paliwach kopalnych, produkcja nawozów sztucznych, materiałów budowlanych, hutnictwo czy cały transport. Przestawienie na „zielone tory” tych gałęzi przemysłu jest niezwykle kosztowne. I wszystko byłoby do przełknięcia, gdyby dodatkowe koszty dotykały wszystkich graczy na rynku w jednakowy sposób. Tak jednak nie jest. Dobrym przykładem jest Polska. Nakładane na państwa unijne ograniczenia emisji CO2 oznaczają mniejszy obrót dla naszych cementowni (bo ich cement jest droższy), ale większy dla tych na Ukrainie czy w Chinach.

Poza granicami UE ograniczenia nie obowiązują. Polski rząd odwołał się od restrykcyjnych norm, ale nasza skarga zostanie rozpatrzona już po okresie, w którym zaczną one obowiązywać. To Brukselę niewiele obchodziło, bo – jak mówiono – ochrona środowiska jest w Europie ważniejsza niż gospodarka. Teraz jednak szala się przechyliła. Na restrykcyjnych przepisach ograniczających emisję dwutlenku węgla do atmosfery najwięcej stracą Niemcy. Odpowiedzialny za gospodarkę w gabinecie Angeli Merkel Michael Glos miał powiedzieć, że proponowane przepisy to wojna na wyniszczenie, wypowiedziana niemieckiej gospodarce.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Tomasz Rożek