Makabryczna moda na zabijanie szkolnych kolegów, znana do tej pory w USA, przyszła do Europy.
Finowie, mały spokojny naród żyjący na obrzeżach Europy, w żałobie. Na początku listopada br. w liceum w Tuusula miała miejsce wielka zbrodnia. 18-letni uczeń, Pekka-Eric Auvinen, zastrzelił osiem osób, po czym popełnił samobójstwo. Auvinen był członkiem klubu strzeleckiego. Krótko przed zbrodnią kupił swój pierwszy pistolet, którym dokonał masakry na rówieśnikach. Właściciel klubu, do którego należał Pekka-Eric, twierdzi, że nie zauważył u niego objawów choroby psychicznej. Koledzy mówią jednak, że miał obsesję na punkcie broni, o której ciągle opowiadał. Auvinen kontaktował się przez Internet z 14-latkiem, Dillonem Cosseyem, który miesiąc wcześniej został aresztowany pod zarzutem planowania ataku na szkołę w Plymouth Whitemarsh. Policja znalazła u chłopca karabin maszynowy, granaty i pistolet. Cossey cierpiał na nadwagę i był w szkole prześladowany.
W ciągu ostatnich dziesięciu lat wzrosła na świecie liczba aktów przemocy w szkole, dokonanych przez nastoletnich chłopców. Niektóre z nich zostały nagłośnione przez media szukające sensacji, co – jak podkreślają psychologowie – rozbudza wyobraźnię młodocianych desperatów i psychopatów. W marcu 1998 r. 11-letni Andrew Golden oraz jego 13-letni kolega Mitchell Johnson na placu zabaw otwierają ogień do kolegów. Ranią piętnaścioro dzieci, z których pięcioro umiera. W tym samym roku 15-letni Kiplanda Kinkela, wyrzucony jednego dnia ze szkoły w Springfield za przynoszenie broni na lekcje, nazajutrz morduje rodziców, po czym idzie do szkoły i tam otwiera ogień do kolegów. Zabija dwie osoby. W kwietniu 1999 r. 18-letni Eric Harris oraz jego o rok młodszy kolega dokonują w swojej szkole istnej masakry, zabijając 15 osób, po czym obaj popełniają samobójstwo. Przykłady można mnożyć. To zbrodnie, jakich nawet Dostojewski, doskonały znawca otchłani ludzkiej duszy, nie przewidział.
Od bólu odrzucenia do paranoicznej dumy
Bernardo Carducci, professor psychologii w Indiana University Southeast, który 30 lat poświęcił na badania nad nieśmiałością, podkreśla, że nastolatki dokonujące zbrodni to zazwyczaj osoby nieśmiałe i zakompleksione, które mają duże trudności w kontakcie z rówieśnikami. I choć w sposób desperacki poszukują akceptacji w gronie rówieśników, czują się odrzucone i zawiedzione. Jeżeli nieśmiałość młodego człowieka przedłuża się – twierdzi Carducci – dochodzi do izolacji. Nastolatki przeżywają wówczas silny niepokój, popadają w stan zniechęcenia i depresji. Doświadczenie to sprawia im ogromne cierpienie. Jeżeli nie dostrzegą i nie zaakceptują swojego bólu oraz nie zaczną szukać skutecznej pomocy, grozi im izolacja, wewnętrzne zamknięcie, alienacja środowiskowa oraz chęć odegrania się. Tak rodzi się skłonność do brutalności i przemocy. Młodzieńcza duma przybiera wówczas paranoiczne rozmiary. Tworzy ona obraz siebie jako jednostki wyjątkowej, która ma prawo stawać ponad innymi. Duma ta otwiera drogę do „rewolucji”, w której każda przemoc jest dopuszczalna. A kiedy zasiadają na ławie oskarżonych za swoje zbrodnie, zachowują się w sposób zimny i cyniczny.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
o. Józef Augustyn SJ, redaktor naczelny "Życia Duchowego", wykładowca w "Ignatianum" w Krakowie