Wystarczyło jedno ostrzejsze sformułowanie arcybiskupa, aby rząd rozwiał wątpliwości nowego ministra w sprawie oceny z religii. Dlaczego?
Nie ma drugiego takiego kraju w Europie, w którym Kościół odgrywałby podobną rolę historyczną i społeczną jak w Polsce. Nie ma takiego kraju, w którym Kościół pełniłby tak wielką funkcję publiczną, nie mówiąc o funkcji politycznej, czyli wpływaniu na decyzje władz. Podmioty polityczne animujące ustrój, w którym żyjemy, liczą się z opinią Kościoła instytucjonalnego, ale też Kościoła jako wspólnoty wiernych, liczą się z tradycją, obyczajem, wrażliwością katolicką – napisał rok temu wicemarszałek Senatu prof. Ryszard Legutko, będący od 13 sierpnia br. ministrem edukacji. Zaledwie objął nową funkcję, boleśnie przekonał się o słuszności swych słów.
Krótka piłka
Zanim zdążył podjąć decyzję o wycofaniu rozporządzenia mówiącego o wliczaniu oceny z religii do średniej na świadectwie, ledwie tylko jej możliwość zasygnalizował, spotkał się nie tylko ze zdziwieniem i zaniepokojeniem ze strony niektórych polskich biskupów, ale z bardzo ostrymi słowami, a nawet sugestiami, że chce wywołać kolejną wojnę o religię w szkole. „Jeżeli minister Legutko chce konfliktu i dysharmonii społecznej, to będzie ją miał. Zapowiedź zniesienia religii z listy przedmiotów wliczanych do średniej bez konsultacji z Kościołem uważam za arogancję. Episkopat za kilka dni zajmie oficjalne stanowisko w tej sprawie. Religia nie jest polem do eksperymentów, a Kościół manekinem, na którym można sobie prowadzić badania” – oświadczył abp Sławoj Leszek Głódź, komentując medialne wypowiedzi ministra Legutki.
Kilkanaście godzin po opublikowaniu wypowiedzi arcybiskupa warszawsko-praskiego i kilku innych hierarchów, Centrum Informacyjne Rządu wydało oświadczenie: „Rząd działa zgodnie z postanowieniami Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, w związku z czym ocena z religii będzie wliczana do średniej ocen na świadectwie”. I po sprawie.
Huzia na Kościół
Ale tylko pozornie. Minister Legutko zarządzenie podpisane przez jego poprzednika nazwał „kukułczym jajem” i swój chłód wobec wliczania oceny z religii do średniej argumentował faktem zaskarżenia go przez SLD do Trybunału Konstytucyjnego. Dlaczego bardziej przejął się opinią nieprzychylnej Kościołowi partii niż zdaniem samego Kościoła – nie wyjaśniał. W swych wątpliwościach nie był osamotniony.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Artur Stopka