Co tu dużo mówić... Zdjęcia mówią same za siebie. Jest tu jeszcze wiele do zrobienia. Na szczęście nie brak ludzi, którzy udzielają konkretnej pomocy poszkodowanym.
Złamane drzewa i coraz więcej skoszonych dachów przy drodze. Dojeżdżamy do Skrzydlowa. Ponury krajobraz po przejściu żywiołu uzupełnia narastający, zimny deszcz. Wioska jednak nie śpi. Za dużo problemów nagle stało się wspólną sprawą wielu sąsiadów. Domy trzeba od góry zabezpieczyć przed wodą. Gruz i belki czekają na sprzęt do przenoszenia. Niejeden mieszkaniec po prostu chce wypłakać się kolejny raz. Choćby przed obcym. Teraz wszyscy muszą być sobie bliscy.
Ratuj drzwi, nie samochód!
Pani Janina mieszka z córką i wnukiem. Wszyscy byli w domu, kiedy zbliżał się żywioł. Prowadzi nas na piętro i pokazuje podtrzymujące strop belki. – Wszystko stracone, wszystko – płacze po kilku zdaniach. – Porwało dach, szafy, drzwi wyrwane... – siadamy w kuchni, która nie ucierpiała w czasie tragedii. Wnuk akurat pożyczył samochód. Kiedy zobaczyli zbliżającą się trąbę, chciał wyjść na zewnątrz, żeby go zabezpieczyć. – Ale ja krzyczałam, żeby nie wychodził z domu – mówi pani Janina. – Drzwi przy kuchni tak mocno trzaskały. Mówiłam wnukowi: trzymaj, ile masz sił! – opowiada.
Na jej podwórzu kilku młodych chłopaków pomaga w usuwaniu gruzów. To harcerze z Bytomia. – Porozumiewamy się SMS-ami i tak organizujemy ekipę – mówi Michał. – My dostaliśmy informację ze Skarżyska i Kluczborka, i jesteśmy. Po nas przyjadą następni – zapewnia Przemek. Po drugiej stronie ulicy, u państwa Łągiewskich pracują chłopaki z ośrodka dla narkomanów „Betania”. – Przyszedł tu pan z PZU i zaczął kilka razy mierzyć małą szybkę przy drzwiach i zapisywał to w kółko – mówi z ironią pan Łągiewski. Zdarzają się i tacy „pomocnicy”. Wokół domu dwa psy leżą wyraźnie schorowane i ciągle przemoczone. – Pewnie wkrótce zdechną – martwi się pani Marianna.
Połamana parafia
– Teraz nie mogę, zaraz przywiozą cegły na plebanię – ksiądz Maciej Woszczyk co chwila odbiera telefon. Albo sam dzwoni i załatwia kolejne sprawy dla poszkodowanych. Tak się stało, że do jego parafii należą trzy dotknięte żywiołem wioski: Skrzydlów, Adamów i Huby. – Dzisiaj wysłaliśmy już ubrania dla dzieci, które pojechały na kolonie – przerywa, bo kolejne osoby dzwonią do niego. – Ja nie mam listy dzieci, przecież tego gdzie indziej musicie szukać – nie okazuje zbytniej niecierpliwości, ale jest trochę zmęczony. O 12 przyjeżdżają cegły i sam dowodzi ich rozładunkiem. Cegły dostarczył bezinteresownie właściciel jednej firmy.
– W wiosce panuje ogólnie chaos – mówi jeden z mieszkańców, który nie został poszkodowany, ale przyszedł pomóc innym. – Ale ksiądz tu pomaga najwięcej – przekonuje. – A niektórzy… – denerwuje się nasz rozmówca. – Po tej tragedii w sąsiedniej wiosce to sobie festyn zorganizowali – mówi z przekąsem. Jedni się bawią, inni przyjeżdżają z daleka, żeby dać, co mogą. Z księdzem rozmawia właśnie pewien przedsiębiorca spod Wrocławia. Przyjechał tu ze swoim sprzętem do odgruzowywania. I zapowiedział, że swoich ludzi może przywieźć z firmy, jeśli zajdzie potrzeba.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina