Szarpnęło, zakołysało. Nie minęła minuta, a znaleźliśmy się 170 metrów pod ziemią – w niezwykłym muzeum, które właśnie otwarto pod powierzchnią Zabrza.
To jedno z nielicznych muzeów na świecie, w którym goście zjeżdżają górniczą windą do autentycznych wyrobisk. Idziemy w górniczych kaskach za przewodnikiem. Kto chce dokładniej przyjrzeć się jakiemuś eksponatowi, oświetla go sobie górniczą latarką. Dostaliśmy je przy wejściu, razem z fartuchem i pochłaniaczem tlenku węgla, na wypadek pożaru. Dołączamy do pierwszej grupy turystów zwiedzających „Guido”, otwarte właśnie podziemne muzeum.
Siwek mioł ciężko szychta
Z odległego korytarza dobiega nas rżenie koni i gwar górniczych rozmów. – Dochodzimy do stajni! – przekrzykuje hałas nasz przewodnik Adam Tokarz, główny inżynier działu energomaszynowego. – Każdy górnik miał tu swojego konika! Górnik szedł do domu, to konik też odpoczywał w tej stajni. Górnicy i między sobą rozmawiali, i nieraz mówili do tych koni! – woła przewodnik. Zaglądamy. Rżenie dobiega z głośników. Ale przy autentycznych żłobach z XIX wieku stoją makiety koni. Słychać też rozmowę górników: – Wiysz, tyn mój siwek mioł dzisio ciężko szychta. Był umazany po ogon!
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu w tej stajni było około 40 koni. – Tu leżały siano i owies. A skoro było co jeść, to były i mniejsze stworzenia... – zawiesza głos pan Adam. – Ale dzisiaj już szczurów i myszy w tej kopalni nie ma, niech się panie nie obawiają! – uspokaja turystki. I zaczyna fascynującą opowieść o koniach w kopalni. O szczególnej więzi, jaka łączyła górników z ich oślepłymi od przebywania w ciemnościach końmi. – Konie nie chciały wejść do górniczej windy. Trzeba im było założyć worek. Tu, na głębokości 170 metrów, żyły sobie ładnych parę lat. Gorzej miały te pracujące niżej, na 320 metrach. Wilgotność przekracza tam 70 procent. Konie do roku zapadały na rozedmę płuc – opowiada zasłuchanym gościom.
Obok jest specjalna mała stajnia dla zaledwie dwóch koni. – To były konie właściciela kopalni, hrabiego Guido Henckla von Donnersmarcka. Hrabia miał tu też bryczkę. I kiedy zjeżdżał na inspekcję, te koniki obwoziły go bryczką po kopalni – tłumaczy przewodnik. A brodaty hrabia Guido przygląda się badawczo naszej grupie z wielkiej fotografii na ścianie. Gdzieniegdzie stoją przebrane za górników manekiny. Na następnym korytarzu kolejna atrakcja: mijamy prawdziwych górników, którzy wykonują w muzeum drobne prace. Akurat piłują jakieś drewno. – Szczynść Boże! – Szczynść Boże! – pozdrawiamy się z nimi „dołowym” pozdrowieniem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak