O bombie w szpitalu, lekarzach-przedsiębiorcach i społecznym niezrozumieniu z Krzysztofem Bukielem rozmawia Jacek Dziedzina
Jacek Dziedzina: Czuje się Pan terrorystą?
Krzysztof Bukiel: – To biskup łomżyński tak powiedział o lekarzach, że stosują metody terrorystyczne. Wysłaliśmy do niego list w tej sprawie.
A jeśli rząd zechce zastosować metody antyterrorystyczne?
– A co, będą strzelać do nas? My prawa nie łamiemy. Terroryzm to jest łamanie prawa.
Co robią teraz lekarze, którzy złożyli wypowiedzenia?
– Na razie czekają, aż minie okres wypowiedzenia, bo nie można z dnia na dzień zrezygnować z pracy. Można porzucić pracę, ale wtedy są pewne konsekwencje prawne. Lekarze zatem nie porzucają pracy, tylko ją wypowiadają z trzymiesięcznym wyprzedzeniem.
A co potem?
– Przyjdzie taki dzień, że do szpitala, w którym pracuje stu lekarzy, do pracy przyjdzie tylko osiemnastu. Wtedy zacznie się pewnie gorączkowa krzątanina dyrektora, który nie będzie wiedział, co z tym zrobić. Może zaprosi lekarzy do rozmowy, proponując im lepsze wynagrodzenie. I chyba tylko tyle może zrobić, próbując nakłonić ich do powrotu do pracy. Jeśli tego nie zrobi, będzie musiał zapewnić przesyłanie chorych do innego szpitala albo pacjenci będą musieli zatrudnić lekarzy prywatnie.
Czuje Pan odpowiedzialność za tych lekarzy, którzy odchodzą?
– Za co mam ponosić odpowiedzialność?
Przypominam, że jest Pan szefem Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, który steruje strajkiem… Nie martwi się Pan o karierę lekarzy, którzy złożyli wypowiedzenia?
– Kariera tych ludzi nie jest zagrożona. W Polsce jest za mało lekarzy. Nie ma innego kraju w Europie, gdzie by było tak mało lekarzy. Nie będzie takiej sytuacji, że lekarze nie będą mieli co robić. Nawet jeśli tak to wygląda, np. wyczerpują się limity w szpitalu, nie można więcej przyjmować, to dlatego, że umowa z Narodowym Funduszem Zdrowia tego nie przewiduje. Ale nie dlatego, że nie ma zapotrzebowania na usługi lekarskie, tylko że płatnik, czyli państwo, nie wywiązuje się z tego obowiązku, nie płaci i ludzie już nie mogą przychodzić, i leczą się prywatnie. Ja nie mogę odpowiadać za te rzeczy. Gdybym był premierem rządu albo ministrem zdrowia, to mógłbym brać odpowiedzialność. Jeśli piekarz, prawnik lub taksówkarz, który nie jest zadowolony ze swojej pracy, rezygnuje z niej, i przez to ktoś nie kupi sobie bułki lub nie dojedzie na ważne spotkanie, to czy można tego piekarza czy taksówkarza obarczać odpowiedzialnością za rzeczy, na które on nie ma wpływu? Ja też nie mam wpływu na to, jak będzie zorganizowana polska służba zdrowia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
rozmowa z Krzysztofem Bukielem