Każdy kolejny szczyt grupy G8 skazany jest na moralną porażkę. Chyba że nastąpi nagła rewolucja w myśleniu przywódców i mieszkańców Zachodu. Otwórzmy rynek na afrykańskie produkty.
I zrezygnujmy z absurdalnych i blokujących Afrykę dopłat do europejskiego rolnictwa. Bez takiej rewolucji „dzieci gorszego Boga” będą skazane na wymarcie.
Przyzwyczailiśmy się do tych cyklicznych spektakli: od 1975 roku regularnie spotyka się grupa (początkowo sześciu, później siedmiu) najbardziej uprzemysłowionych państw świata. Do elity „trzymającej władzę” dołączyła z czasem Rosja, stąd nazwa grupy państw G8 (wielka ósemka). Z punktu widzenia prawa międzynarodowego jest to dość oryginalne ciało: nie posiada żadnej formalnej struktury, statutu, zobowiązań. Ot, samozwańcza grupa najważniejszych rozgrywających na arenie międzynarodowej spotyka się co roku, by debatować i podejmować decyzje dotyczące najtrudniejszych problemów na świecie. Przywódcy USA, Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch, Niemiec, Japonii, Kanady i Rosji rozmawiają o wyzwaniach globalizacji, walce z głodem, wyrównywaniu poziomu życia, ekologii itp.
Festiwal hipokryzji
Szczytom G8 towarzyszą demonstracje przeciwników polityki najbogatszych krajów. Określenie „antyglobaliści” niewiele jednak mówi. Pewne zjawiska społeczne – jak właśnie globalizacja – są przecież nieodwracalnym procesem, który ma swoje dobre i złe konsekwencje. Bardziej pasuje określenie „alterglobaliści” (od alter – inny). Sprzeciwiają się, jak to określają, „liberalnemu porządkowi świata”, urządzonemu pod dyktat bogaczy, kosztem biednych. Alterglobaliści wykonują fatalną robotę. Mają rację, kiedy mówią o hipokryzji G8, niezdolnej do odważnych decyzji. Sami jednak walczą pod sztandarami utopijnych, skompromitowanych i zbrodniczych ideologii (w grupach tych pełno jest komunistów, Zielonych, trockistów, a nawet faszystów). Na tle sierpa i młota, spalonych samochodów i wybitych szyb eleganckie uśmiechy przywódców wygrywają medialnie w tej walce dwóch hipokryzji.
Najważniejszym, a jednocześnie najbardziej zaniedbanym problemem G8 jest pogłębiająca się przepaść między bogatą Północą i wymierającym Południem. Przez ponad 30 lat nie podjęto żadnych decyzji, które w sposób istotny pomogłyby wprowadzić najuboższych na drogę rozwoju. Co jakiś czas padają deklaracje o oddłużeniu Afryki i o kolejnych miliardach dolarów dla poszczególnych krajów. Nawet jeśli obietnice są realizowane, są one i tak tylko prostym zabiegiem uspokajania sumienia. Nikt nie ma odwagi postawić kroku dalej i powiedzieć: znieśmy bariery handlowe, hamujące konkurencyjność, a przez to rozwój krajów afrykańskich, otwórzmy nasze rynki na produkty z Afryki, zrezygnujmy z nadmiernych dopłat do własnego rolnictwa, nie zaniżajmy cen naszych produktów na rynkach afrykańskich, przygotujmy programy i fundusze pomocowe według zasady solidarności, leżącej u podstaw Unii Europejskiej. Bez takiej rewolucji w myśleniu Zachodu każdy następny szczyt G8, towarzyszące mu koncerty „dla Afryki” (tanie wyciskacze łez), ale też demonstracje alterglobalistów będą kolejnymi festiwalami hipokryzji.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina