– Każdy ma prawo do przebaczenia – mówi ks. Henryk Bolczyk, świadek wydarzeń z kopalni „Wujek”. – Brakuje tylko skruchy po stronie zomowców.
Ta opinia w mediach powtarzała się bardzo często. – Oni nigdy nie uczynili żadnego ludzkiego gestu w moją stronę – mówi o skazanych Janina Stawisińska, matka jednego z górników. – Nie powinnam mieć do nich żalu, ale też nie wiem, komu mam przebaczyć, bo nikt mnie o to nie prosił. – Oni zachowywali się w taki sposób od początku – mówi o zomowcach Katarzyna Kopczak-Zagórna, córka zabitego górnika. – Ale dzisiaj jest najważniejsze, że odzyskałam wiarę w sprawiedliwość. Zapadł wreszcie skazujący wyrok.
Radość przez łzy
Na ławie oskarżonych zasiadało 17 osób. Sąd okręgowy w Katowicach po 14 latach uznał, że byli zomowcy są winni strzelania do górników. Za pacyfikację kopalń „Manifest Lipcowy” i „Wujek” skazano 15 byłych milicjantów. Wszyscy dostali kary od roku i trzech miesięcy do 11 lat więzienia. – Myślę, że to jeszcze nie jest żaden przełom w sprawie – mówi Lech Wałęsa. – Na razie doprowadziliśmy do osądzenia „miecza”, który wykonywał polecenie „ręki i głowy”. Ale jak miecz posmakuje trochę więziennego chlebka, to może zacznie mówić, kto wydawał rozkazy.
Katowicki Instytut Pamięci Narodowej prowadzi już śledztwo w sprawie autorów stanu wojennego. Jak zauważyła sędzia Monika Śliwińska, prowadząca sprawę zomowców, w świetle obowiązującego wówczas prawa stan wojenny był nielegalny. Dochodzi jeszcze nierozstrzygnięta kwestia mocodawców zabójców z „Wujka”. Ktoś dał im przecież broń. Prawdopodobnie też ktoś wydał instrukcję zezwalającą na użycie ostrej amunicji. – Oskarżeni na pewno wykonywali rozkazy – mówi Janina Stawisińska. – Czas już powiedzieć, kto za tym wszystkim stoi.
Droga przez mękę
Sprawa pacyfikacji śląskich kopalń na początku stanu wojennego należy do najtrudniejszych spraw sądowych. – Okoliczności tamtych wydarzeń nigdy nie będą do końca wyjaśnione – uznała w ustnym uzasadnieniu wydanego wyroku przewodnicząca składu orzekającego sędzia Monika Śliwińska. Mimo to w zebranym materiale sąd dopatrzył się dowodów winy oskarżonych o strzelanie do górników byłych zomowców, wydając skazujący wyrok. Sędzia Śliwińska podkreśliła, że stan wojenny, po którego ogłoszeniu doszło do pacyfikacji kopalń, dotąd nie został rozliczony ani politycznie, ani procesowo.
Jak ocenia mecenas Jerzy Feliks, obrońca Furtaka i Okrutnego, na trudnościach zaważyły czas i zniszczenie dowodów sprawy. – Na pewno będzie też polemika co do tego, czy można było stosować kwalifikację prawną, że to zbrodnia komunistyczna – mówi.
Trzeci proces trwał ponad 2,5 roku. Na ławie oskarżonych zasiadło 17 osób, o pięć mniej niż w pierwszym procesie. Dwaj oskarżeni zmarli, zarzuty w stosunku do innych zostały prawomocnie oddalone. W procesie odbyło się prawie sto rozpraw, przesłuchano około 300 świadków. – Warto było czekać na taki finał – mówi Janina Stawisińska. – Wyrok uważam za sprawiedliwy. Nie chciałabym już przyjeżdżać na kolejne rozprawy, mam nadzieję, że to koniec. Pojadę na grób syna i powiem mu, że jest już po sprawie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Łuczak