Nasi przodkowie ratowali swoje dusze, my swoją figurę. Nie ma wątpliwości – mamy nową religię. Religię zdrowia.
Fatalna od lat sytuacja w państwowej służbie zdrowia, targanej ostatnio głośnymi aferami korupcyjnymi, sprawia, że troska o zdrowie i stan służb medycznych stała się codziennym tematem rozmów Polaków. Zapaść opieki zdrowotnej napawa nas prawdziwym lękiem o przyszłość nas i naszych bliskich.
Podejmowanie w tych warunkach problemu negatywnych aspektów nadmiernej troski o zdrowie wydaje się czymś co najmniej niestosownym. Gdy na wizytę do specjalisty czeka się kilka miesięcy, to gdzie tu mówić o nadmiernej trosce o zdrowie. Raczej nerwy nam puszczają z powodu takiej sytuacji.
Sprawa jest jednak poważniejsza i bardziej złożona. Bieżące problemy służby zdrowia nie mogą jej przesłonić, gdyż kiedy one ustąpią, jak w krajach bardziej rozwiniętych, problem powróci z pełną jaskrawością. Czym innym jest bowiem niemożność przeprowadzenia badań czy korzystania z profilaktyki, a czym innym cała otoczka, ba, wręcz kultura zdrowia, która rozkwitła w krajach najbogatszych i z czasem zawita do nas. Mowa tu o takiej trosce o zdrowie, która staje się wręcz namiastką religijnego zbawienia. Gdy zdrowie staje się najwyższą wartością, a tak dzieje się w zsekularyzowanych krajach, troska o nie staje się naczelnym zadaniem człowieka i społeczeństwa.
W badaniach zamieszczonych 3 kwietnia 2006 roku w „Die Welt” 70 procent Niemców zadeklarowało, iż zdrowie stanowi dla nich wartość najwyższą. A skoro jest taki popyt, rośnie nieustannie liczba usług i instytucji nakierowanych wyłącznie na troskę o zdrowie. W 2000 r. było 4,59 mln członków klubów fitness (w 1980 r. było ich tylko 100 tys.). Według zaś Niemieckiej Konferencji Biskupów, w całym roku w niedziele uczestniczyło we Mszy świętej 4,42 mln osób. Przyjrzyjmy się więc, czym zatem jest owa rosnąca w siłę religia zdrowia.
Kult diety i fitness
Zdaniem Manfreda Lütza, głównego krytyka panującej w naszych czasach religii zdrowia, nakazującej wszystkim ludziom bez reszty poświęcić swój czas i pieniądze na troskę o zdrowie i w miarę możliwości doskonałą, wysportowaną sylwetkę, jest to rodzaj religii zastępczej (Ersatzreligion) dzisiejszego świata.
Termin „religia” nie oznacza tu żadnej konkretnej religii, z dogmatami, kultem i instytucjami. Jest to raczej termin socjologiczny, oznaczający najgłębsze i podstawowe dla jednostki źródło sensów, z którego korzysta ona w codziennym życiu. Takie znaczenie pojęcia „religii” wypracował socjolog Thomas Luckmann w swej pracy „Niewidzialna religia”. Jego zdaniem, na skutek sekularyzacji i zaniku religii tradycyjnych ich funkcje przejęły inne instytucje społeczne (można też mówić o religii mediów). Zapewniają one człowiekowi namiastkę tego, co oferowała mu dawniej religia: poczucie sensu, tożsamości, przynależności do wspólnoty.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Bartosz Wieczorek, politolog, filozof, publicysta