Na osiedlu Julianów w Łodzi ma powstać hospicjum. Mieszkańcy okolicznych domów protestują. Ich sprzeciw wywołał w mediach falę nieprzychylnych komentarzy. Protestujących potraktowano jak ludzi bez serca. Czy sprawiedliwie?
Apelujemy do protestujących przeciwko hospicjum w Julianowie, by w czasie świąt znaleźli czas i siłę na refleksję, co się z nimi stało, i aby pamiętali, że trudne chwile ich też czekają w przyszłości. Życzymy im, żeby wtedy nikt nie odwracał się od nich ze wstrętem – tak skomentował spór wokół budowy hospicjum w Łodzi Tomasz Lachowicz w przedświątecznym numerze „Super Expressu”. Ton komentarzy innych gazet także nie pozostawiał żadnych wątpliwości: przeciwko budowie hospicjum protestują pieniacze i „potwory”.
Łódzkie hospicjum ma powstać na terenie użytkowanym przez Szpital Miejski im. dr. H. Jordana.
Kilkunastu mieszkańców osiedla Julianów, których domy stoją w bezpośrednim sąsiedztwie budynków szpitalnych, wysłało list protestacyjny do władz miasta. Napisali w nim, że realizacja projektu odbędzie się ich kosztem i „z naruszeniem żywotnych interesów osób trzecich”. Treść listu przedostała się do mediów i wybuchł skandal. Do opinii publicznej dotarły niektóre argumenty protestujących: narażenie na przykre widoki, wzmożony ruch samochodowy, zagrożenie obniżką cen gruntów. Czy są to wystarczające powody, dla których można sprzeciwiać się budowie hospicjum? – pytają ci, którzy znają sprawę z mediów.
– Ludzie wciąż boją się śmierci. Próbują wyrzucić ją ze swojej świadomości, usunąć za rogatki miasta. A trzeba pamiętać, że hospicjum to dom życia. W hospicjum ludzie żyją i przygotowują się do godnego odejścia. I my staramy się im to zapewnić – mówi dr Jolanta Stokłosa, prezes Ogólnopolskiego Ruchu Hospicyjnego.
Warto rozmawiać
Mieszkańcy osiedla nie kryją swoich emocji. – Zrobiono z nas w mediach potwory. Mamy teraz opinię ludzi bez serca, którym przeszkadza obecność chorych czy umierających ludzi. A to nieprawda! – denerwuje się Ewa Włodarczyk. – Rzecz w tym, że władze miasta nie chcą wysłuchać i uwzględnić naszych racji – dodaje.
Odbyły się dwie publiczne debaty: 23 marca w łódzkim ośrodku telewizji i 2 kwietnia w lokalnej telewizji kablowej TOYA. Wzięli w nich udział przedstawiciele władz miasta, Stowarzyszenia Hospicjum Łódzkie oraz protestujący. Główne strony konfliktu nie mają zbyt dobrych wspomnień z tych spotkań. – Z tymi ludźmi ciężko dyskutować – wzdycha Włodzimierz Tomaszewski, wiceprezydent Łodzi. – Przecież budujemy ośrodek, który będzie oazą spokoju. Naprawdę trudno mi ich zrozumieć.
Jedna z mieszkanek ulicy naprzeciw szpitala (prosi o anonimowość) mówi rozżalona: – Co to za rozmowa w świetle kamer? Czy tak się rozwiązuje trudne problemy? Dlaczego nikt z Urzędu Miasta nie rozmawia z nami poza studiem telewizyjnym? Wiceprezydent Tomaszewski odpowiada, że protestujący mogą do niego przyjść w każdej chwili.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Artur Bazak