Czy kompromis zawsze jest uzasadniony? Czy prawa człowieka można czynić obiektem przetargów politycznych?
Wpływowi politycy polscy, deklarując przywiązanie do nauki Kościoła, opowiedzieli się jednocześnie za utrzymaniem, a nawet zabezpieczeniem konstytucyjnym, „kompromisowego” prawa zezwalającego na aborcję w trzech przypadkach:
1. Zagrożenia dla zdrowia lub życia matki.
2. Dużego prawdopodobieństwa ciężkiego upośledzenia płodu.
3. Uzasadnionego podejrzenia, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego.
Z punktu widzenia politycznego kompromis to jak najbardziej uzasadniona metoda. Czy jednak zawsze? Przypuszczam, że zdecydowana większość czytelników, ale także polityków naszego Sejmu odpowie, że nie. Dlaczego? Dlatego, że praw człowieka nie można czynić obiektem przetargów politycznych.
Politycy w świecie abstrakcji
Jak więc jest możliwa akceptacja tych samych polityków dla „ograniczonego prawa do przerywania życia niektórych osób”? Wydaje się, że mówiąc o „trudnym kompromisie” ludzie ci poruszają się w świecie abstrakcji. Nie widzą za tym zapisem konkretnych dzieci. Ci, którzy te ustawy realizują, wiedzą jednak, że chodzi o konkretnych ludzi. Doktor Carlos Morin z Barcelony, opisany przez „Dziennik” lekarz oferujący aborcję, wie, że zabija człowieka. Położne z warszawskich szpitali, opisane przez „Życie Warszawy”, obserwujące agonię dzieci podejrzanych o „ciężkie upośledzenie”, nie miały wątpliwości co do ich człowieczeństwa. Czy politycy nawołujący do utrzymania „kompromisu” nie wiedzą, że dotyczy on konkretnych dzieci? A może w ogóle nie zastanawiają się nad tym?
W Polsce pod rządami „kompromisowej” ustawy legalnie zginęło 4087 dzieci. Ponad 90 proc. z nich było podejrzanych o to, że są chore. Ktoś musiał te dzieci zabić. Czy posłowie uważający ograniczoną aborcję za mniejsze zło zdają sobie sprawę, że wychowują kolejnych „Morinów”? Ci z nich, którzy są przeciwni aborcji, przypominają mi Piłata, który wprawdzie chciał ocalić Jezusa, ale nie chciał w tym szlachetnym dążeniu posunąć się za daleko.
Zwolennicy „kompromisu” często wyobrażają sobie, że działają na rzecz kobiet, których nie można „zmuszać do heroizmu”. Wyobrażają sobie, że zgadzając się na zabicie ukrytego w ich łonie dziecka pod warunkiem, że jest chore, stają się ich dobroczyńcami. Ta filantropia wydaje się również karmić nadmierną abstrakcją. Czy kobieta w ciąży potrzebuje licencji na zabicie dziecka, czy raczej pomocy otoczenia? Powyższe dotyczy również zgody na aborcję dziecka poczętego w wyniku gwałtu. Czy zabicie dziecka zmniejszy traumę zgwałconej kobiety, czy ją powiększy?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Mariusz Dzierżawski, działacz społeczny