W wyniku wywołanego sztucznie przez komunistów przed 75. laty Wielkiego Głodu na Ukrainie zamorzono kilka milionów ludzi.
Klęski głodowe spowodowane przyczynami naturalnymi (susze, nieurodzaje) były zjawiskami często spotykanymi w dziejach. Głód wywołany sztucznie na masową skalę pojawił się jednak dopiero jako instrument komunistycznej przebudowy społeczeństwa. W latach 1932–1933 na Ukrainie, dotąd jednym z największych spichlerzy świata, zamorzono głodem kilka milionów ludzi. Władze nie tylko nie starały się temu zapobiec, ale uniemożliwiały skuteczną akcję ratunkową. Nic więc dziwnego, że to ponure wydarzenie w historii nazywa się powszechnie Wielkim Głodem.
Ukraina, wyniszczona przez I wojnę światową, rewolucję bolszewicką i klęskę głodu z początku lat 20., stała się z końcem lat 20. (podobnie jak pozostałe tereny Związku Sowieckiego) terenem komunistycznego eksperymentu, który „nowego człowieka” chciał wykuć przez rozerwanie dotychczasowych więzi religijnych, narodowych, społecznych, a nawet rodzinnych. Rozpoczęta w 1929 r. bezwzględna kolektywizacja rolnictwa, połączona z nierealistycznymi, lecz wymaganymi z całą surowością kontyngentami zbożowymi, przyczyniła się do wystąpienia na Ukrainie głodu na niespotykaną dotąd skalę. Po zabraniu chłopom i z kołchozów milionów ton zboża, pozostało go tak mało, że nie starczało nie tylko na zasiewy w dotychczasowej skali, ale również na wyżywienie.
Prawo pięciu kłosów
Wieże strażnicze kojarzą się nieodmiennie z więzieniami i obozami. Mało kto jednak wie, że stanowiły one w połowie lat 30. stały element ukraińskiego krajobrazu. Strażnicy pilnowali pól kołchozowych przed wygłodniałymi chłopami. Po wsiach szalały brygady aktywistów, szukające ukrytego zboża. Ich członkowie, często przysłani z innych, nawet azjatyckich terenów Związku Sowieckiego, byli bezlitośni. Wydzierali ostatnie resztki zboża, niekiedy zaś nawet w ogóle resztki jedzenia, niszczyli domy. Zrozpaczeni ludzie starali się ratować, usiłując zebrać na polach choć trochę kłosów, pozostałych po zżęciu zboża. Byli za to karani śmiercią lub zesłaniem do łagrów. Dekret z 1932 r., przewidujący bezwzględne kary za zabranie z kołchozowego pola choćby resztki kłosów, zwano powszechnie „prawem pięciu kłosów”.
Władze komunistyczne ograniczały, jak mogły, możliwości szukania ratunku przez głodujących chłopów. Zabroniono nie tylko handlu płodami rolnymi, ale także przemieszczania się ludności wiejskiej. Chłopi starali się bowiem masowo uciekać do miast albo do innych części Związku Sowieckiego. Teraz zostali skazani na wymarcie. Odmówiono przyjęcia pomocy zza granicy. Zrozpaczeni rodzice (jeżeli mieli jeszcze dość sił) porzucali swe dzieci na ulicach miast, mając nadzieję, że ktoś zabierze je do domów dziecka, i w ten sposób przeżyją. Zdarzały się też przypadki podrzucania dzieci do wagonów kolejowych, z nadzieją, że wywiezione daleko, ocaleją. Domy dziecka były jednak przepełnione (mimo wysokiej śmiertelności wychowanków), więc osierocone lub porzucone dzieci tworzyły bandy tzw. bezprizornych.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Bogdan Gancarz