Zaczęło się od tragicznej historii Ani – gimnazjalistki z Gdańska: kilka znajomych pań dyskutowało, kto jest winien. A kiedy 6-letni Staś, syn jednej z nich, na wystawie w sklepie spożywczym zobaczył wszystko to, czym się szczyci blond dama w silikonowym stroju, wiedziały, że zrobić coś muszą…
Grupa józefowianek powiedziała pornografii w sklepach: „Nie!”. – Nie czyhamy na niczyje prawo wyboru, nie robimy zamachu na niczyją wolność – mówi jedna z twórczyń akcji „Józefów bez pornografii”, Aleksandra Klimont-Bodzińska. – Chcemy wiedzieć, gdzie są miejsca przyjazne rodzinom, w których nie będziemy się wstydzić i tłumaczyć dzieciom, dlaczego pani ze zdjęcia przyjmuje dziwne pozy.
Jak to z akcją było…
Józefowiankom niepotrzebne były oficjalne posiedzenia, środki finansowe, prezesi i sekretarze. Wystarczył prywatny dom jednej z nich, kartka papieru i szklanka herbaty. Określiły plan działania: napiszą petycję do okolicznych sklepów z prośbą o wycofanie ze sprzedaży pism pornograficznych. Wśród znajomych, sąsiadów, mieszkańców Józefowa będą zbierały podpisy poparcia dla swojej akcji. Te sklepy, które przyłączą się do akcji, dostaną plakietkę z napisem: „Zapraszamy z dziećmi, sklep bez pornografii”. Natomiast sklepy z pornografią zostaną objęte „bojkotem” – sygnatariusze nie będą kupować w nich żadnej prasy.
– Być może rodziny przeniosą się ze wszystkimi zakupami do „czystych” sklepów – mówi inna twórczyni akcji, Ewa Stanisławska-Karłowicz. – Taki nacisk ekonomiczny będzie być może najlepszym bodźcem, żeby zrezygnować ze sprzedaży pism, w których kobiety traktuje się jak przedmiot… Większość sklepikarzy zna swoich klientów – to małe miasteczko. Więc gdy okaże się, że stracą choćby jednego stałego klienta, być może wszystko jeszcze raz przemyślą.
Panie w ciągu kilku ubiegłych tygodni zebrały ponad 300 podpisów. Wśród sygnatariuszy są dziennikarze, inżynierowie, nauczyciele, osoby publiczne, ale także studenci, pełnoletni uczniowie, sprzątaczka, stolarz czy krawcowa. Planują też stworzenie strony internetowej, na której będzie można poprzeć akcję, a być może też założą stowarzyszenie non-profit.
– Nie byłyśmy w stanie dotrzeć do wszystkich mieszkańców miasta – mówi Aleksandra Klimont. – Ale akcja dopiero rusza, mogą się do niej przyłączyć i mieszkańcy, i sklepikarze. Co najbardziej dziwi? Nie wszystkie szkoły poparły akcję. Dyrekcja jednej z podstawówek była zdania, że… „to nie problem szkoły”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska