– Gdy cofnęła się pierwsza fala – wtedy nikt nawet nie znał nazwy „tsunami” – wielu ludzi pobiegło za nią. Wyobraź sobie, oni nigdy nie widzieli odsłoniętej rafy koralowej! A potem fala wróciła. I wtedy zginęło najwięcej ludzi.
Między pierwszą i drugą falą upłynęło 20–25 minut. – A potem wszyscy zaczęli uciekać, nawet ci mieszkający kilka kilometrów od wybrzeża, bo nikt nie wiedział, co będzie dalej – opowiada Dudley Fernando. – Do nas fala nie dotarła, ale już dalsze okolice Ja-Ela były podtopione. Kilka dni potem, gdy już wróciliśmy, do Ja-Ela zaplątał się chłopiec. Stracił w tsunami bliskich i szedł tak od wsi do wsi. Przygarnęliśmy go. – I żyje z wami? Ile ma lat? – pytam. – Tak, mówi, że siedem. – Też chrześcijanin?
– Nie, buddysta, ale za rok lub dwa poślę go do katolickiej szkoły i wtedy może go ochrzczę. Ku mojemu zaskoczeniu Dudley Fernando twierdzi, że dominujący wszędzie wokół buddyści nie mają nic przeciwko temu.
Burgherzy i Syngalezi
Dudley Fernando jest Burgherem. To osobliwa grupa ludności Sri Lanki. Noszą zwykle europejsko brzmiące nazwiska, z których większość przypomina o portugalskim okresie w kolonizacji wyspy, znanej wtedy jeszcze jako Cejlon. Silva, Perera i właśnie Fernando należą do bodaj najczęstszych. Ale są też holenderskie, bo po Portugalczykach przyszli na wyspę w XVII wieku Holendrzy. Oraz angielskie, bo po nich z kolei przyszli Brytyjczycy.
Dzisiejsi Burgherzy mają więc zawsze jakiegoś męskiego przodka Europejczyka, którego krew zmieszała się z krwią kobiety miejscowego pochodzenia – zwykle Syngalezki. Burgherzy mówią po angielsku, a czasem posługują się specyficzną mieszanką języka kolonistów i syngaleskiego. Byli faworyzowani przez władze kolonialne i stanowili silną solidarną grupę we władzach wyspy w pierwszych latach po uzyskaniu niepodległości w 1948 roku. Jednak od tamtego czasu ich rola nieprzerwanie maleje. Forsowana w latach 50. polityka powrotu do „syngaleskości” i buddyzmu, jako tradycyjnej religii tego narodu, skłaniała Burgherów coraz częściej do emigracji. I tak z obecnie żyjących na świecie 100 tysięcy Burgherów tylko około 40 tysięcy mieszka na Sri Lance. Większość wyjechała do Australii lub Wielkiej Brytanii.
Chrześcijaństwo i buddyzm
– Najzabawniejsze, że wśród tych, którzy najgłośniej nawoływali do oparcia się na buddyjskiej tradycji, była wtedy potężna rodzina Bandaranaike, która sama do końca brytyjskich rządów wyznawała anglikanizm – opowiada Dudley Fernando. – Mimo to premiera Salomona Bandaranaike zabił w 1959 roku buddyjski mnich, który uważał, że premier był zbyt łagodny w ograniczaniu wpływów mniejszości. Żeby było dziwniej, mnich zamachowiec przyjął z kolei potem chrzest, oczekując w celi śmierci na zawiśnięcie na stryczku.
– I chyba premier, „świeży buddysta”, umierając, powiedział coś bardzo chrześcijańskiego o zamachowcu? – zagaduję.
– Żeby mu wybaczyć i nie mścić się na nim. Bo też mnich był tylko egzekutorem, któremu mocodawcy zamachu „wyprali mózg” – odpowiada Dudley.
Zresztą Dudley uważa, że nauczanie buddyzmu i chrześcijaństwa ma ze sobą zaskakująco wiele wspólnego. Nie w doktrynie, ale w pewnym typie wzorca zachowań międzyludzkich, jakie obie religie ze sobą przynoszą. – To dobra, łagodna nauka. Uczy współczucia, poszanowania dla życia, delikatności… – wylicza.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Stanisław Guliński, arabista, turkolog, tłumacz języka arabskiego i tureckiego