Z Iranu startują rakiety! Amerykanie już podnoszą alarm. Ich satelity śledzące Bliski Wschód w podczerwieni wykrywają kolejne rozbłyski – bo startujące rakiety emitują mnóstwo ciepła.
Baza radarów w Czechach śledzi pocisk, a komputery w Ameryce obliczają trajektorię lotu. I już po kilku minutach z wyrzutni w Polsce z rykiem wznoszą się w niebo antyrakiety. Lecą na spotkanie mknących w stronę Ameryki śmiercionośnych głowic.
Gdyby kiedyś jakiś wróg Ameryki z Bliskiego Wschodu, np. Iran, wystrzelił swoje rakiety w stronę USA lub Europy, tarcza antyrakietowa ma zadziałać właśnie w ten sposób. Jeśli oczywiście Polska się zgodzi.
Amerykanie chcą zbudować u nas ogromne, podziemne szyby – silosy z dziesięcioma antyrakietami. To będą trzystopniowe rakiety firmy Orbital Science. Na razie istnieją tylko dwie takie bazy, na Alasce i w Kalifornii. Wyrzutnie mają być schowane pod ziemią. Na górze będzie widać tylko kilka budynków. A także wojskowe lotnisko i być może port morski. Bo wśród kilku możliwych lokalizacji dla przyszłej bazy wymienia się leżący nad Bałtykiem poligon w pobliżu Ustki.
10 kilometrów na sekundę
Poziom dzisiejszej techniki rakietowej jest oszałamiający. Rakiety dalekiego zasięgu wynoszą głowice bojowe wysoko ponad atmosferę. Pociski mkną kilkaset kilometrów nad naszymi głowami z prędkością nawet 10 kilometrów na sekundę. Jak w ogóle jest możliwe, żeby precyzyjnie trafić antyrakietą w tak mały przedmiot, który porusza się z diabelską szybkością? A jednak się udaje. Choć nie zawsze... Część prób, które Amerykanie przeprowadzili na Alasce, nie powiodła się: antyrakieta rozmijała się z atakującą rakietą. Były jednak też testy udane. Antyrakieta jest naprowadzana na cel przez radary i satelity. W ostatniej fazie oddziela się od niej właściwy pocisk przechwytujący EKV. Ten mały pocisk „widzi” swój cel między innymi dzięki czujnikowi podczerwieni – wyczuwa ciepło silników zbliżającej się rakiety dalekiego zasięgu. Uderza w nią od dołu i rozbija w drobny mak.
To jednak nie takie proste. Żeby było jeszcze trudniej trafić, pocisk balistyczny w jednej z faz swojego lotu może nagle „rozszczepić się” na wiele części. Osobno lecą wtedy prawdziwe głowice bojowe obok roju zwykłych atrap. I jak odróżnić jedne od drugich? Nie wiemy, na ile skutecznie będzie sobie z tym radzić amerykańska tarcza. O ból głowy konstruktorów mogą też przyprawić rakiety, które nie lecą jak po sznurku, lecz potrafią „błądzić”, czyli zmieniać tor lotu. Komputery tarczy antyrakietowej nie będą umiały wtedy dokładnie obliczyć ich trajektorii, ani nawet przewidzieć, gdzie upadną. Jednak tym ostatnim problemem amerykańscy konstruktorzy na razie się nie przejmują. Bo ich tarcza nie ma być obroną przed najnowocześniejszymi rakietami rosyjskimi. Ona ma strącać dosyć jeszcze prymitywne rakiety takich państw, jak Iran i Korea Północna.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Przemysław Kucharczak